Skończyłem niedawno czwartą część "Viriona".
Książka jest solidna. Z jakiegoś powodu nie poruszyła mnie jednak tak, jak trzy poprzednie części. Nie do końca rozumiem - dlaczego. Zastanawiałem się nad tym dość długo i dalej nie wiem.
Żeby nie było: to jest bardzo dobry kawałek serii i doskonale komponuje się z pozostałymi jedenastoma książkami ze świata Achai. Ale jakiś niedosyt jednak pozostał. Może dlatego, że to ostatnia część? Hm.
Na plus:
- Rozwiązują się wszystkie wątki, nawet te pozaczynane na samym początku pierwszego tomu. Widać, że Autor dobrze sobie rozrysował linie narracyjne poszczególnych postaci (nawet tych drugoplanowych) i nagle okazuje się, że pozornie błahe wydarzenia sprzed trzech tomów mają jednak kluczowe znaczenie.
- Jest mnóstwo naparzanki, jak zresztą w całej serii. Nie dziwota - skoro Virion jest szermierzem natchnionym, to musi być dużo szermierki natchnionej, prawda? Przy czym natchnioność owa nie oznacza bynajmniej porannych modlitw, klaskania jedną ręką ani robienia poważnych min tylko umiejętność kończenia pojedynków na swoją korzyść niezależnie od przewagi liczebnej czy sytuacyjnej przeciwnika.
Zawsze mi się w takich sytuacjach przypomina słynny cytat z "Wiedźmina":
Scoia'tael walczyli zażarcie. Mieli przewagę. Ale nie mieli żadnych szans. Na rozwartych ze zgrozy oczach Cahira dokonywała się masakra. Szarowłosa dziewczyna, która przed chwilą go poraniła, była szybka, była niewiarygodnie zwinna, była jak kocica broniąca kociąt. Ale białowłosy potwór, który wpadł między Scoia'tael, był jak zerrikański tygrys. Szarowłosa panna z Cintry, która z niewiadomych powodów nie zabiła go, sprawiała wrażenie szalonej. Białowłosy potwór nie był szalony. Był spokojny i zimny. Mordował spokojnie i zimno.
No więc trochę taki właśnie jest Virion kiedy chwyta za miecz. Morduje na spokojnie i na zimno. Aż człowieka chwilami dreszcz przechodzi.
- Humor. Nie chcę popsuć zabawy tym Czytelnikom blogu, którzy kiedyś po "Viriona" sięgną, powiem więc tylko tyle, że kilka razy parsknąłem całkiem solidnie. Ziemiański ma wybitne poczucie humoru i potrafi nim operować z iście chirurgiczną precyzją. Oczywiście "Virion" to nie jest jakaś slapstickowa komedia, ale tu i ówdzie po prostu nie da się nie uśmiechnąć.
Na minus:
- Najbardziej oczekiwana przeze mnie scena, czyli legendarny pojedynek Viriona z całą chmarą rycerzy Zakonu, kiedy to Virion wychodzi z burdelu schlany, w samych gaciach i w zasadzie bez szans jest zrobiona trochę po łebkach. Spodziewałem się większej rozróby. Spodziewałem się też solidnej akcji szermierczej między Reinem Kasbahem a Virionem, tymczasem Kasbah… A nie, nie powiem, nie chcę zdradzić za dużo.
- Jak już nadmieniłem, ten tom kończy serię. Co prawda Autor wyraźnie zaznacza, że ten kawałek świata Achai dotyczy wyłącznie młodości Viriona, co może sugerować jakieś kolejne książki, z drugiej strony pan Andrzej kończy w lutym przyszłego roku sześćdziesiąt lat, zatem szanse na napisanie przezeń kolejnej serii "spinającej" fabularnie Viriona z Achają maleją. Nie wiem nawet, czy taka seria jest w ogóle w planach. Oby!
Książkę pożarłem w dwa wieczory.
Moja końcowa ocena to solidne 9/10, tradycyjnie jednak już sugeruję nie sugerować się moimi sugestiami i sięgnąć po tekst samodzielnie. Jak to kiedyś pisał staruszek Lem, książka nie jest po prostu książką; jest formą interakcji między autorem a czytelnikiem, a skoro każdy czytelnik jest inny, to każdy akt czytania tworzy tak naprawdę w głowie czytelnika kolejną wersję powieści i te wszystkie wersje trochę się między sobą różnią. I może się nagle okazać, że Tobie "Virion 4" spodoba się tak, że…
No nie wiem. Że hej?
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.