Istnieje teoria według której między dwiema dowolnymi osobami na świecie da się poprowadzić linie "znajomości" przebiegające przez maksymalnie pięć punktów pośrednich.
Tu można znaleźć więcej informacji: https://en.wikipedia.org/wiki/Small-world_experiment
Innymi słowy, dla dowolnych dwóch osób A i Z mamy: "A zna B, B zna C, C zna D, D zna E, E zna F, F zna Z", przy czym pięć to maksymalna liczba. Oczywiście w szarej strefie pozostaje pytanie co właściwie oznacza "X zna Y" - ma go/ją wśród znajomych w jakiejś sieci społecznościowej? A może X uścisnął kiedyś rękę Y na jakimś konwencie i teraz się chwali? Siedział w knajpie trzy stoliki obok? I tak dalej.
Zakładając, że za każdym razem chodzi o "porządną" znajomość między X a Y (więc taką, gdzie X i Y znają/znali się przez dłuższy czas i Iks zapytany o Ygreka będzie w stanie odpowiedzieć coś więcej niż dane dostępne publicznie) odkryłem niedawno, że między mną a ś.p. Terencem Pratchettem są tylko cztery kroki. Tylko trzech ludzi między mną a jednym z moich ulubionych pisarzy! 🙂
Jakim cudem?
Otóż czytam sobie od jakiegoś czasu serię "Algorytm wojny" Michała Cholewy (recenzje pierwszych dwóch części już czekają w kolejce, trzecia się napisze jak skończę "Fortę"). I tam pojawia się dość kluczowa dla całej opowieści postać komandora Jacka Falejczyka, zastępcy dowódcy "Gdyni" (taki wojskowy pojazd kosmiczny).
Z Jackiem chodziłem do tego samego ogólniaka, a potem studiowaliśmy na tej samej uczelni wyższej. Może nie zjedliśmy beczki soli, ale nieduży kufelek - na pewno. Bardzo sympatyczny człowiek, zajadły czytelnik wszelakiego science-fience.
Okazuje się, że Jacek jest dobrym znajomym autora "Algorytmu" (czyli p. Michała) - dlatego też użyczył nazwiska postaci komandora z książki.
Michał Cholewa z kolei jest synem znanego tłumacza Piotra W. Cholewy, co odkryłem w Wikipedii ku swemu zachwytowi, bo PeWuCa czczę niemal nabożnie za to, jak sobie poradził ze "Światem Dysku".
No a PWC to już wiadomo. Znał się z Pratchettem osobiście, spotkali się kilkukrotnie.
Jak to mówią, nieważne co się wie, ważne kogo się zna!
🙂
No popatrz ile masz radochy! To może powinnam się pochwalić osobistą znajomością niektórych aktorów i byłych ministrów? Tyle tylko, że mnie to mało rajcuje. No ale wiesz – ponoć dziwna jestem.
Ależ tu nie chodzi o znajomość z nikim znanym czy “ważnym” (cudzysłów zamierzony). Bardziej o to, jak niespodziewane są połączenia międzyludzkie.
No tak, niektóre połączenia są niespodziewane – moja droga teściowa do samej śmierci nie mogła pojąć jak jej syn mógł się połączyc ze mną a na dodatek trwać niezmienne w tym związku;)))) Wytrzymał 55 lat, a moja teściowa obserwując to wszystko z poza ziemskiego wymiaru zapewne nie mogła się nadziwić. Mnie zawsze zadziwiają bardziej sprawdzające się przewidywania futurologów, które czasami “są od czubów”, niż połączenia międzyludzkie.
Niesamowicie mały jest ten świat, rzeczywiście 🙂 Ciekawy eksperyment 🙂 Zastanawiam się, z którą znaną osobą mnie coś łączy 🙂
Z każdą! Pytanie tylko przez ilu pośredników 🙂
Zakładając, że ma się kilka etapów typu szkoła, liceum, studia, praca i w każdym z tychże zna się powiedzmy 100 osób można by szacować, że pierwsze grono znajomych to nawet dla kogoś nietowarzyskiego jakieś 500 osób. Doliczając pięć punktów pośrednich to chyba przy 4 punkcie przekraczamy liczbę ludzi na Ziemi? Trzeba by tylko zapewnić przepływ ludzi pomiędzy kontynentami – chociaż tam ma się kontakt z nad-reprezentantami np. lokalny przewodnik, który “zna” więcej niż te średnie 500 osób.
Czyli może to być taka oczywista prawda zapisana w sposób zaciemniający oczywistość.
Jak najbardziej! Tylko że mózg ludzki słabo sobe radzi z zależnościami wykładniczymi, więc pomimo oczywistej oczywistości i tak się dziwi 😉