"The Algebraist" autorstwa Iaina M. Banksa to książka, której całkiem niedawno nie skończyłem. No nie dałem rady. Miałem ją zmęczyć, tymczasem to ona zmęczyła mnie.
Nie wiem, może po prostu nie dałem rady dotrzeć do tego miejsca, gdzie akcja rusza żwawo z kopyta, zaczynają się szczelać laseramy po kosmosie, a cycata heroina oddaje swoje wdzięki mięśniakowi z mieczem.
Z opisów wynikało, że książka jest unikalna, bo prowadzi narrację z perspektywy różnych kosmicznych bytów. Czasem takich, które żyją miliardy lat, a więc są - z naszego punktu widzenia nieśmiertelne. I faktycznie jest tam całkiem solidnie opisana cała ta struktura różnych cywilizacji kosmicznych, ale bardziej mi się to kojarzyło z podręcznikiem do kosmozoologii niż z powieścią SciFi.
Tak czy siak, poddałem się. Nie wiem, czy dotarłem do strony numer 50 czy nie, w każdym razie przysnąłem raz i drugi w okolicach sceny, gdzie jeden z bohaterów trafia w samym li tylko kosmicznym kombinezonie na powierzchnię gazowego olbrzyma, w którego atmosferze lata w tę i we w tę szukając jakichś localsów.
Wniosek? Książka jest dla fanów długich opisów kosmicznych krajobrazów, linneuszowych analiz gatunkowych oraz czytelników wyposażonych w przerośnięty gruczoł cierpliwości.
Nie dla mnie.
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.