Skończywszy niedawno po raz pierdylionasty słuchać audiobooka "Pan Lodowego Ogrodu" a także dwóch pierwszych tomów "Wiedźmina" (tak, uwielbiam obydwie te historie i zamierzam ich słuchać dożywotnio, o czym zresztą już zdaje się pisałem, i to nie raz) postanowiłem sięgnąć po coś nowego. Zamiast jednak zdać się, jak tradycja nakazuje, na opinie zaufanych współczytaczy fantastyki, postanowiłem tym razem dać szansę algorytmom.
Wbiłem się więc na Audiotekę i po krótkiej szamotaninie z paskiem przewijania udało mi się upolować sympatycznie zapowiadającą się sagę w stylu Space Opera pod tytułem "Renegat. Gwiazda. Tom 1" autorstwa nieznanego mi dotychczas J.N. Chaney. Audioteka daje opcję odsłuchania kawałka książki za darmo (na ogół między 40 minut a godziną, czasem nawet ciut więcej) i czasem jest tak, że książka, która zaczyna się bardzo fajnie potem okazuje się całkiem przeciętna, bo autor władował cały swój wysiłek w ten darmowy początek żeby się lepiej sprzedawało. Na szczęście w tym przypadku tak nie było i z czystym sumieniem książkę odrzuciłem na półkę "nigdy, przenigdy nie próbować więcej tego autora ani żadnej rzeczy, która jego jest". Opowieść o zawadiace - przemytniku, który próbując nadgonić zaległości finansowe (a w szczególności zadłużenie u jakichś groźnych ludzi) najmuje się do rozmaitych zadań polegających głównie na przetransportowaniu jakiegoś lewego towaru z planety A na planetę B (po jego ewentualnym uprzednim wykradzeniu) jest kalką kalki kalki, przy czym ostatnie "kalki" mógłbym powtórzyć jeszcze z pięć razy bez ryzyka utraty istotności. Nie dość, że temat jest oklepany jak zad klaczy Rżewskiego, to dodatkowo psuje lekturę bardzo naiwne podejście do zagadnień naukowych. Jak wiadomo duet "S" i "F" powinien charakteryzować się względną równowagą - a przynajmniej takim potraktowaniem "S", żeby czytelnika nie skręcało. Tutaj - nie wypaliło. Bardzo, bardzo odradzam, aczkolwiek jest to rzecz jasna wyłącznie moja prywatna opinia. Seria "Renegat" ma 16 tomów, a więc miliony much, wiadomo.
Nie dając za wygraną podjąłem jeszcze jedną próbę dania szansy algorytmom Audioteki i wrzuciłem na uszy darmową próbkę pierwszego tomu serii "Falcon" autorstwa polskiej pisarki Katarzyny Wycisk. Tym razem darmowa próbka trwała dobrze ponad godzinę, w ciągu której dowiedziałem się, co czuje i o czym myśli czwórka czy piątka głównych bohaterów, w co się ubierają, jak wyglądają, jaki mają kolor oczu, czemu są smutni, na jakie imprezy chodzą. Jeżeli zaś idzie o samą akcję, to było tego może z dziesięć minut. Jakiś gość strzelał ogniem z palców i kogoś pozabijał. Jakiś facet, co miał być ranny - nie był i odjechał motorem z piskiem opon. Jakiś naszyjnik, pamiątka po mamie, z tajemniczym symbolem. Cała reszta to takie raczej babskie rozważania. W dodatku sam styl pisania - strasznie... hm, jak by to ująć. Strasznie poprawny. Gdyby nie pojawiający się raz czy dwa "skurwysyn", uznałbym, że mam do czynienia z wypracowaniem siódmoklasisty. Takim na piątkę z plusem, oczywiście, ale jednak tylko wypracowaniem.
Przeczytałem powyższy akapit i pomyślałem, że gdybym był autorem książki i znalazł w Sieci negatywną recenzję, której głównym zarzutem jest poprawność językowa, to bym stwierdził, że jej autor ma nierówno pod sufitem.
Może i ma - w każdym razie książka mi nie kliknęła zupełnie i z ulgą zdjąłem ją z uszu. Nie polecam.
Trzecia moja niedawna książkowa porażka nie ma na szczęście nic wspólnego z kiepską literaturą, a z technologią. Otóż próbuję od kilku tygodni czytać "Great North Road" pióra Petera F. Hamiltona - czyta się (póki co) całkiem sympatycznie, aczkolwiek bardzo, bardzo powoli, bo dookoła wydarza się życie rodzinne i zawodowe, które pochłaniają mi na oko ze 120% wolnego czasu. Jedyna chwila na lekturę to poranny spacer, tradycja której staram się trzymać od ładnych kilku miesięcy. Godzina lub półtora dreptania z samego rana sprzyja rozrywce intelektualnej. O tej porze na ulicach nikogo nie ma, ruch samochodowy jest zredukowany do minimum i chociaż ciemno, bo to połowa października, spaceruje się bardzo przyjemnie. Do tego staram się dać odpocząć oczom, które i tak potem przez większość dnia wgapiają się w różne mniejsze i większe ekrany, dlatego na spacerze zamiast czytać - słucham audiobooków.
Spróbowałem więc dorwać "Great North Road" w wersji audio - ale nic z tego. Okazuje się bowiem, że chociaż, owszem, udźwiękowienie jest dostępne w serwisie Audible, to jednak - w odróżnieniu od innych audiobooków z Amazonu, które sobie "kupiłem" i mogę ich słuchać bez limitów kiedy zechcę...
"Kupiłem" jest w cudzysłowiu, bo chociaż za wersję audio za każdym razem musiałem dopłacić, to jednak w dalszym ciągu siedzi ona sobie w amazońskiej chmurze i jeżeli chmura ta kiedykolwiek uzna, że jestem persona non grata, odetnie mi dostęp i gówno będę mógł z tym zrobić.
... kiedy zechcę - w tym przypadku wymagana jest miesięczna subskrypcja. A ja już nie chcę kolejnej miesięcznej subskrypcji, za dużo tego. Aha, no tak, jest jeszcze jeden sposób: kupienie audiobooka na płycie CD (tak, jeszcze się tego używa - też jestem zaskoczony). Tylko że wtedy przyjemność taka kosztuje dobrze ponad stówę, a tyle na książkę nie wydam. Może gdyby to był Lem czy Sapkowski... Ale nie jest. Spróbowałem więc zagadnienie obejść i spróbować skonwertować książkę z formatu Audible na MP3. I tu zderzyłem się ze ścianą. Po pierwsze, ponieważ temat jest dość popularny, natychmiast urodziły się setki serwisów oferujących taką konwersję on-line za opłatą (niektóre w formie comiesięcznej subskrypcji). Prawdopodobnie część z nich to scam, nawet nie chcę sprawdzać. Po drugie - jakżeby inaczej - istnieje software off-line (opensource) umożliwiający skonwertowanie książki z formatu aaz na mp3 w zaciszu domowego peceta. Wymaga on jednak wstępnego zainstalowania oficjalnej aplikacji Audible, którą Amazon dla komputerów z Windows zdjął ze swojej strony jakiś czas temu, a także offline-owej kopii książki w formacie aaz, której pobrać ze strony Amazonu się nie da (zaczyna się ściągać i zawsze kończy się błędem - Amazon jak widać broni się przed pobieraniem audiobooków za wszelką cenę). Z marzeniami o wersji audio "Great North Road" musiałem się pożegnać.
Tak więc jeżeli któryś z P.T. czytelników tej namiastki blogu ma dla mnie jakieś rekomendacje książkowe, zapraszam do sekcji komentarzy...
Jeśli chodzi o polecanki to zapraszam na konto na Biblionetce, oceny mam publiczne. Ale choć bardzo się staram, nie wszystko tam trafia, więc:
Neal Stephenson: Cryptonomicon oraz Peanatema
Inne https://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=379511 (SF autora Gambitu Królowej, swoją drogą też polecam) i jak SF to https://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=370652
Czy się pytałam, czy czytałeś, a może słuchałeś w Audiotece Filary Ziemi? Przesłuchałam kiedyś pierwszą część i byłam zachwycona.
Czy zaszły tu jakieś kosmetyczne zmiany, czy mi się jakoś źle wydaje?
Filarów Ziemi nie słuchałem, może zerknę w wolnej chwili. Co do zmian to pozbyłem się wtyczki wpDisquz, w efekcie uprościły się kontrolki pod komentarzami (zniknęło głosowanie na komentarze, możliwość załączania plików itd itp). Dodałem opcję zamieszczania kodu w komentarzach. Dodałem opcję edycji komentarza w ciągu godziny od jego zamieszczenia. Poza tym to nie kojarzę żadnych innych zmian.
Moze przekierowac wyjscie audio do pliku i … po ptokach.
Można, ale trzeba najpierw mieć jakieś audio na wejściu…
Nie lubię audiobooków. Ale może w tych swoich słuchaniach masz jakieś audycje, albo audiobooka wielogłosowego z efektami dźwiękowymi?
Audioteka ma dużo Superprodukcji, czyli słuchowisk z pełnym udźwiękowieniem, gamą aktorów itd. Polecam. Kosztują na ogół ciut więcej od “normalnych” audiobooków, ale warto.