Pod koniec 2017 roku założyłem sobie nową playlistę o wielce znaczącej nazwie "best". Dodaję do niej tylko te kawałki, które absolutnie, ale to absolutnie urywają dupę, powalają na kolana lub też wprawiają mnie w różne inne pozytywne stany umysłu.
Przez półtora roku na liście tej utrzymało się zaledwie 28 kawałków (tak, usuwam z niej utwory, które straciły swój pierwotny blask). Dziś pokażę tę listę całemu światu (czyli wszystkim moim trzem Czytelnikom, przy dobrych wiatrach).
Uwaga: utwory, które udało mi się znaleźć na Tyrurce wrzucam z linkiem do Turyrki, pozostałe - do oryginału na Spotify. Na końcu zresztą jest link do całej listy jakby ktoś chciał.
W ciągu ostatnich dni przesłuchałem parę razy Twoją playlistę (jestem nierychliwy, ale sprawiedliwy, czy jakoś tak). Najbardziej podobały mi się:
“Dacoit Duel” i “Calcutta Blues” – perkusja daje radę.
“We Are the Champions” – sympatyczny cover, ale widzę, że to część masówki, tym razem spod znaku “Pop in Swing”.
“Atman” – świetny utwór, duet R&G ma kilka mocnych kawałków na swoim koncie. Mój problem z nimi jest jednak taki, że na dłuższą metę wydają się monotonii i żaden ich album tak naprawdę mi się nie podoba jako całość. Umiem ich słuchać tylko „pojedynczo”. Notabene, tak samo mam ze Stingiem.
“The Good, the Bad, the Ugly” – znakomita interpretacja.
“Atlantyk” – sympatyczny polski pop.
“Dacoit Duel” jest niesamowity – jego struktura trochę mi się kojarzy z “Revolutions” JMJ (utworem, nie całą płytą). Chyba dzięki tej rozkręcającej się perkusji.
“Calcutta Blues” z kolei to paradoks – nie przepadam za instrumentami dętymi, ale tutaj pasują wręcz idealnie. Niespieszny, leniwy rytm dobrze mi robi na fale mózgowe, pozwala się skupić.
“We Are the Champions” – tu z kolei mamy cover, a dobrze zrobione covery wielkich hitów zawsze będą w cenie bo ludzki mózg lubi znajome rzeczy, lubi mieć się do czegoś odnieść. Tak samo u mnie jest z “Summertime” w interpretacji Mietka Kosza czy dowcipny “We Are The World” Richarda Cheese, a nawet “Mercedes Benz” Klausa Lage – chociaż kompletnie różne od oryginałów, jednak się przyjemnie “zahaczają” na neuronach.
“Atlantyk” po prostu wpada w ucho. Żadne tam wybitności, ale jak tego słucham to mi wszystko pląsa 🙂
Skontrolujemy co dla nas przygotowaliście towarzyszu. Puściłem, pierwszy kawałek (Chicken) w stylu Transport Tycoon. Dobrze.
Kontrola najwyższą formą zaufania!
Na pewno też We are the Champions jest bardzo przyjemne do słuchania.
Taka lżejsza wersja oryginału.
W ciągu ostatnich dni przesłuchałem parę razy Twoją playlistę (jestem nierychliwy, ale sprawiedliwy, czy jakoś tak). Najbardziej podobały mi się:
“Dacoit Duel” i “Calcutta Blues” – perkusja daje radę.
“We Are the Champions” – sympatyczny cover, ale widzę, że to część masówki, tym razem spod znaku “Pop in Swing”.
“Atman” – świetny utwór, duet R&G ma kilka mocnych kawałków na swoim koncie. Mój problem z nimi jest jednak taki, że na dłuższą metę wydają się monotonii i żaden ich album tak naprawdę mi się nie podoba jako całość. Umiem ich słuchać tylko „pojedynczo”. Notabene, tak samo mam ze Stingiem.
“The Good, the Bad, the Ugly” – znakomita interpretacja.
“Atlantyk” – sympatyczny polski pop.
“Dacoit Duel” jest niesamowity – jego struktura trochę mi się kojarzy z “Revolutions” JMJ (utworem, nie całą płytą). Chyba dzięki tej rozkręcającej się perkusji.
“Calcutta Blues” z kolei to paradoks – nie przepadam za instrumentami dętymi, ale tutaj pasują wręcz idealnie. Niespieszny, leniwy rytm dobrze mi robi na fale mózgowe, pozwala się skupić.
“We Are the Champions” – tu z kolei mamy cover, a dobrze zrobione covery wielkich hitów zawsze będą w cenie bo ludzki mózg lubi znajome rzeczy, lubi mieć się do czegoś odnieść. Tak samo u mnie jest z “Summertime” w interpretacji Mietka Kosza czy dowcipny “We Are The World” Richarda Cheese, a nawet “Mercedes Benz” Klausa Lage – chociaż kompletnie różne od oryginałów, jednak się przyjemnie “zahaczają” na neuronach.
“Atlantyk” po prostu wpada w ucho. Żadne tam wybitności, ale jak tego słucham to mi wszystko pląsa 🙂