Zamierzeniem moim było nastrojenie gitary oraz opanowanie programiku Audacity - dwa w jednym. Ponieważ nigdy nie bawiłem się w obróbkę dźwięku (nie licząc jednorazowego epizodu z nagrywaniem dwóch ścieżek dźwiękowych przy użyciu starej kasety magnetofonowej i dwóch jamników, którego efekt prezentuję tutaj), postanowiłem zacząć od czegoś możliwie prostego - stąd właśnie pomysł na Audacity, który jest programem - z założenia - dla szympansów.
Zamiast gitarę nastroić, zamyśliłem się, i oto efekt:
Gitara nie stroi, w dodatku walnąłem nią niedawno o drzwi (a w zasadzie drzwiami o gitarę) i teraz mam pudło z niewielkim wgnieceniem. Na szczęście nie jest to żaden Gibson ani nawet Dowina, tylko zwykły noname z Lidla za niecałe pięćdziesiąt Jerzych. Mam teraz impuls, żeby sobie kupić coś porządniejszego.
A po cholerę Audacity, zapyta ktoś?
Ano, po pierwsze primo, naumiałem się odszumiać sygnał. Nie wiem jak to wygląda w bardziej profesjonalnych narzędziach, ale tutaj wystarczy wskazać programowi kawałek ciszy (która zawiera sam szum) a następnie zapuścić odszumiacza - i gotowe.
Oprócz tego nauczyłem się też normalizować sygnał, coś jakby korygowanie rozpiętości tonalnej w fotografii, tylko zamiast barw mamy dźwięki.
Próbowałem też skleić ze sobą kilka ścieżek tak, żeby nie było słychać "przeskoków", ale jednak słychać. O ile komuś się chce odsłuchiwać całość 😉
Tak czy siak, wniosek jest jeden: przydałaby się nowa gitara. Od jutra wystawiam kapelusz przed dom, może się do wiosny coś uzbiera. Ha.
A czy gitarę z Lidla da się w ogóle nastroić? Mam też taką tylko z drugiej ręki, adverts i odbiór osobisty w Waterford (akurat było po drodze) i myślę sobie że ten ktoś sprzedał bo nie mógł nastroić mimo załączonego elektronicznego gwizdka. Też brzdąkałem kiedyś i to nawet na dużej scenie w czasie studniówki 🙂 Kumpel namówił mnie dla jaj, żebym mu towarzyszył jako basista, pokazał gdzie mam naciskać a gdzie brzdąkać i tak stałem i grałem obok niego a cztery klasy maturalne plus grono słuchały piosenki "Krew Boga". Dawne czasy, a ja do dziś nic nowego nie gram, tylko linię basu do tej piosenki 🙂
Ta moja w sumie też jest z drugiej ręki. Adverts i odbiór osobisty w jakiejś zapadłej dziurze niedaleko Letterkenny, sześć lat temu. Pamiętam, że Lidl miał akurat wtedy "promocję" gitar – stąd wiem ile kosztowała oryginalnie.
Ja zaczynałem naukę gry na gitarze od Pętli Śmierci (zwanej też czasem Pętlą Bałtroczyka), czyli C-a-d-G. Da się pod te cztery akordy zagrać / zaśpiewać na oko z 75 procent wszystkich utworów 😉
A na basie to bym sobie zagrał kiedyś, z samej ciekawości. Jeszcze nie miałem okazji.
Łatwiej bo tylko 4 struny 🙂
Rozumując w ten sposób dochodzimy do niechybnie słusznego wniosku, że najłatwiej gra się na suzafonie, bo tam nie ma strun w ogóle 🙂
Ale jeszcze lepszym instrumentem może być vaginał, bo oprócz zadowolonego smyczka, który może nawet nie mieć słuchu muzycznego – sam instrument też może być w siódmym niebie 😉
Zgadza się. A jak dobrze podmuchać to i struny głosowe zabrzmią 🙂
Oto wirtuoz!
:)))