Idąc za ciosem niedawnego wpisu o żonglowaniu mobilnymi systemami operacyjnymi, opiszę dziś zabawną (nie dla wszystkich... właściwie tylko dla niektórych... a może tylko dla mnie?) scenkę, której świadkiem (i uczestnikiem) byłem dziś rano.
Osoby:
- Ja, Autor Bloga, Nieustraszony Łowca i Pogromca Androidów
- Mój Srebrny Szerszeń
Akcja właściwa: ponieważ nie dalej jak wczoraj wieczorem przywróciłem swój wszystkofon do stanu jakiej takiej normalności, wypadałoby go jeszcze sparować z modułem głośnomówiącym w samochodzie, coby nie ryzykować mandatu (za rozmowę w czasie jazdy inkasują €60 i 2 punkty karne). No więc paruję.
Jednym z kroków parowania telefonu jest podanie jego nazwy. Nie wpisuje się jej nigdzie (mój samochód ma tylko trzy klawisze, w dodatku pod stopami, mam nadzieję, że na mego bloga nie zagląda zbyt wielu strażników więziennych) tylko wypowiada odgłosem paszczowym. Ponieważ nigdy nie mam sparowanego więcej niż jednego telefonu na raz, nazwa telefonu w tym przypadku nie gra żadnej roli, więc na ogół podaję "blablabla". Mówię więc do mikrofonu:
- Bla, bla, bla
A tu nagle z głośników:
- Taki telefon już istnieje. Spróbuj ponownie.
Tu mnie nieco zatkało. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mój Srebrny Szerszeń umie skojarzyć jedną blablę z drugą, i stwierdzić, że to jedna i ta sama blabla. Co on tam ma w środku, jakiś system przetwarzania mowy w tekst? A może krasnoludka?
W efekcie mam teraz sparowane dwa telefony: jeden blablabla i drugi pffffft (nie umiem lepiej zapisać odgłosu pierdzenia). Rzecz jasna jest to fizycznie jeden i ten sam telefon, tyle tylko, że w dwóch innych punktach czasoprzestrzeni (z dodatkowym, dyskretnym wymiarem w postaci wersji Androida).
Dziwny świat.
chciałbym się upewnić… ten nazwę z drugiego parowania podawałeś paszczą, prawda?
Cóż za intymne pytanie! Odpowiedź na nie niechaj pozostanie tajemnicą między mną a SS.