Przytrafiło mi się niedawno, że musiałem pozostawić auto na publicznym parkingu. Znając wybredność lokalnych parkomatów (nie jadają kart kredytowych / płatniczych, banknotów, sztabek złota ani biżuterii, tylko monety) rozmieniłem zawczasu dziesięć Jerzych na drobne.
Teraz akcja właściwa: podchodzę ci ja do parkomatu i czytam, że za cały dzień parkowania należy nakarmić go trzema Jerzymi. Sięgam do kieszeni, i nagle okazuje się, że owszem, mam dziesięć Jerzych w monetach, ale w samych dwójkach.
Myślę sobie, srał to pies, kryzys kryzysem, ale jedno euro mnie nie zbawi, zapłacę cztery zamiast trzech, będzie OK.
Niestety, nie da się. Trzeba zapłacić dokładnie trzy € żeby móc parkować przez cały dzień.
Dwa euro kupowało mi tylko trzy godziny parkowania. Cztery zaś wypluwał uparcie.
Hm.
Na szczęście już trzecia zagadana osoba miała rozmienić dwójkę na drobne. Wprawdzie same dziesiątki i dwudziestki, więc miałem tego pełną garść, ale zadziałało. Uff.
Następnym razem muszę poprosić w sklepie, żeby rozmieniając banknot na monety, zwiększyli odchylenie standardowe. I mieć nadzieję, że za standard deviation nie dostanę po ryju...
Jakbyś rozmienił piątaka zamiast dychy to by problemu nie było. Ja zawczasu odkładam wszystkie mniejsze monety do popielniczki żeby mieć parkodrobniaki pod ręką.
Zgadza się. Tylko że ja naprawdę rzadko korzystam z publicznych parkingów. A nawet jak już korzystam, to na ogół daje się tam płacić papierem albo plastikiem.
A ja za to dość regularnie muszę płacić za parkowanie na Skwerze Kościuszki w Gdyni. I działa to u mnie wg procedury: zajeżdżam i
a.) mam monety, parkometr na monety (tylko) działa – wrzucam w parkometr (jakieś 1-20 m od auta)
b.) nie mam monet, ale mam banknot, parkometr na monety, banknoty (i chyba jakąś "kartę stałego klienta" cy cuś…) działa – wsuwam w parkometr banknota (jakieś 1-40 m od auta, czasem nawet resztę dostaję, a czasem resztę i karteczkę, że po resztę reszty do biura parkowaniowego przy ul. Śląskiej się udać mam)
c.) nie mam monet, nie mam banknotów – kicam do bankomatu i do punktu b.)
d.) parkometr banknotowy zepsuty – kicam z banknotem na drugą (po skosie) stronę skrzyżowania (dwa razy na czerwonym świetle w jedną stronę) do punktu sprzedaży pączków, nabywam pączki, urabiam ekspedientkę, coby resztę w bilonie wydała i kicam do punktu a.)
Gorzej jak suma wrzucona nie pozwala parkować do godziny 18 (koniec płatnego parkowania) tylko do 14 na ten przykład, a pobyt w biurze się przedłuża – procedura jest powtarzana…
A można przecież płacić jakimś mobiletem czy czymś takim przez komórkę…
Tylko, że wymaga przygotowań i wpłacenia kasy z góry na jakieś tam konto…