Dobrego blogera poznać po tym, że nie posługuje się tak prymitywnymi chwytami, jak mieszanie dwóch języków w tytułach wpisów. Na szczęście mi to nie grozi (tzn. bycie dobrym blogerem), a poza tym to mój blog, więc będę sobie mieszał, ile wlezie.
Ostatnio coraz częściej zdarza się, że tematy do wpisów podrzucają mi czytelnicy bloga. Nie dalej jak wczoraj na ten przykład rozmawiałem z jednym z nich na tematy zupełnie nie związane z żubroniami, cyrylicą ani Wogle, potem jakoś tak rozmowa zeszła na liczby pierwsze (jak już wiele razy tutaj pisałem, normalni faceci gadają o piłce, dupach, ewentualnie samochodach, tymczasem u mnie jakoś tak "samo" zawsze schodzi na świństwa typu hipoteza Riemanna czy rzeczone liczby pierwsze), no więc zeszło na liczby pierwsze i nagle ni z gruchy ni z pietruchy pojawiło się:
- A, książkę fajną czytałem ostatnio. Spodoba ci się.
- Czyli?
- Książka. Kojarzysz może. Takie z papieru.
- No coś tam jeszcze pamiętam...
- "The Humans". Facet jest matematykiem i...
- Czekaj, kto jest matematykiem, autor książki?
- Nie, główny bohater, ale on nie żyje. I tam są liczby pierwsze i hipoteza Riemanna...
- Dobra, nie mów mi więcej. Jak są liczby pierwsze to chętnie łyknę.
No i tak oto zamiast uczciwie się wgryzać w drugi tom trylogii Reynoldsa, zabrałem się za The Humans. Kindelek powiedział mi, że trzeba będzie wybulić trzy funty, ale żeby nie było, że kupuję kota w worku, dał mi za darmo wgląd w dwa pierwsze rodziały.
Zachwycony jestem! Facet, który to napisał, jest albo geniuszem sarkazmu i solidnego, nieslapstickowego humoru, albo tak jak ja naczytał się za młodu Douglasa Adamsa i pisał pod jego wpływem. Tak czy siak, te dwa pierwsze rozdziały sprawiły, że bez zastanowienia wybuliłem te nieszczęsne trzy funciaki i teraz czekam na jakąś przerwę w zmywaniu, żeby sobie dalej poczytać.
Do dziś nie rozumiem, dlaczego Kindle podsuwa mi ceny w funtach. Adres mam irlandzki, kartę kredytową w Jerzych, dziwna sprawa.
Aby nie być gołosłownym, pozwolę sobie na zacytowanie pierwszego akapitu książki:
I know that some of you reading this are convinced humans are a myth, but I am here to state that they do actually exist. For those that don't know, a human is a real bipedal lifeform of midrange intelligence, living a largely deluded existence on a small water-logged planet in a very lonely corner of the universe.
Mówiąc w wielkim skrócie i uproszczeniu, fabuła książki obraca się wokół tego, że jeden z naukowców dokonał znaczącego odkrycia matematycznego dotyczącego liczb pierwszych. Odkrycie to ma sprawić, że nasza cywilizacja wskoczy na wyższą fazę rozwoju. Tymczasem przedstawiciele innej cywilizacji, dowiedziawszy się o tym odkryciu, starają się zapobiec jego ujawnieniu - wysyłają więc na Ziemię swojego przedstawiciela, który "zamieszkuje" ciało człowieka i musi zlikwidować wszelką wiedzę o owym odkryciu, zanim inni ludzie się o nim dowiedzą.
Brzmi raczej mało ciekawie, prawda? Z tym, że to wszystko jest pisane z punktu widzenia owego obcego, którego tu przysłali. Obcego, który nie ma bladego pojęcia o tym, jak funkcjonują ludzie. A to już daje ogromne pole do popisu.
Więcej nic o książce nie napiszę - nie dziś w każdym razie - bo sam jestem dopiero na początku lektury. Niemniej jednak jak dobrze pójdzie, na dniach powinna pojawić się kolejna recenzja.
Wracając jeszcze na chwilę do tytułu dzisiejszego wpisu, jeżeli ktoś tego jeszcze nie rozszyfrował: буква to po naszemu litera, z kolei żubroń to bliski krewny tura. Litera tura. Litera-tura. Literatura. Bardzo śmieszne, prawda?
Boki zrywać.
Wiedziałam, że Ty to Dziwny Jesteś. (Dziwny jest ten świaaat…) Zabawa słowem Litera_Tura, albo tura_ liter i kul_ tura tura,cool, znaczy kul, znaczy tura, znaczy cały magazynek… i takie tam, (a to ostatnie to nawet w wpisie ostatnim nomen omen) to u mnie proszę pana kwitnie, kwika i kwili-ka…By nie napisać, że leży i liczy, znaczy leży i kwiczy. Nawet Czy śmieszne, nie wiem, czy boki rwać, zależy czyje, albo czego, no bo przecież nie chodzi Ci o obwoluty…Luty będzie po styku, znaczy styczniu, a rwanie bok_ów, to w ramach rozgrzewki, ten teges… Propozycja? 😉
A co do liczb, i jeszcze jakiegoś tam… R… CośTamDalej, i to jeszcze pierwsze (lepsze) jakby drugich nie było…
Ja to tam nie wiem… Tu, zresztą i tamtą bez, też nie wiem…
Dobra_noc.
PS.Chociaż jeszcze jej nie zjadłam.
Zabawy słowem mam niejako wbudowane w system operacyjny. Od czwartego roku życia siadywałem z babcią nad jej krzyżówkami, a czytać uczyłem się na lemowej „Cyberiadzie”, która słownych gierek (ale nie edward) jest pełna. W podstawówce dorwałem kumpla z podobną „skazą” i opracowaliśmy język anagramatyczny, czyli mówiło się naprędce wymyślonymi anagramami. I szeiw oc? Ot łazdiaoł. Łdziłaao kat boderz, eż wóślimimy kłamiec yłnniep. A ldziue ibral san az diotóiw. Dużo potem odkryłem jeszcze Scrabble i Literaki. Cuda, panie.
Mam też doświadczenie wymyślania języka, ależ to było cudowne, i mówienie tak, by nikt nas nie mógł zrozumieć, nikt niepowołany.
Swój swojego zajdzie, tfu, znajdzie…