Książki dobieram sobie ostrożnie. Zgodnie z ponadpięćdziesięcioletnią lemową doktryną chłamu czytelniczego jest bowiem coraz więcej, a perełek - proporcjonalnie - coraz mniej, więc samodzielne przekopywanie się przez bezmiar chłamu to strata czasu.
Chyba, że ktoś lubi
W związku z tym zamiast szukać książek samodzielnie, używam jednej z dwóch metod:
1. Automatyczne podpowiadacze na portalach książkowych.
GoodReads, Lubimy Czytać, Audioteka czy też Storytel mają swoje podpowiadacze / rekomendowacze, które biorą pod uwagę nasze poprzednie lektury. Nie są one jednak całkiem uczciwe, zawierają bowiem nieuchronny element komercyjno - reklamowy.
2. Sugestie innych ludzi.
I nie mówię tu o bezimiennych masach jakiejś szmejsbukowej chmury, tylko o niewielkiej, dobrze sprawdzonej garstce znajomych, których dałbym radę policzyć na palcach bez konieczności zdejmowania butów, a którzy najchętniej czytają to, co ja (i vice versa).
Znajomi tacy nie dziwią się, kiedy do nich dzwonię po pół roku nieodzywania się i zamiast nieśmiertelnego "co słychać?" walę od razu prosto z mostu i zaczynam marudzić na brak lektur. I - na ogół - zaraz podrzucają mi kilka starannie wyselekcjonowanych tytułów, w które mogę się wgryźć.
Od czasu do czasu zdarza się jednak, że i taka rekomendacja zawodzi. Tak właśnie było z "On Silver Wings" Evana Currie, serii książek poleconej mi przez zaufanego od wielu, wielu lat kolegę, który jest koneserem dobrej fantastyki, i do którego od czasu do czasu dzwonię po rekomendacje (tudzież w drugą stronę).
"On Silver Wings" otwiera serię, składającą się (póki co) z siedmiu tomów. Głównym bohaterem jest sierżant Sorilla Aida, którą armia wysyła w charakterze dowódcy jednostki wojskowej na planetę Hayden, w celu pomocy lokalnej ludności (osadnicy w liczbie, o ile pamiętam, około tysiąca). Wygląda bowiem na to, że na planecie tej pojawili się - po raz pierwszy w historii ludzkości - Obcy.
Podczas lądowania wszyscy żołnierze giną - wszyscy, oprócz Sorilli, której udaje się jakimś cudem przeżyć. Znaleziona i uratowana przez lokalnych osadników, próbuje zrozumieć co się dzieje, a potem przygotować ludzi do obrony przed Obcymi.
Oprócz tego mamy jeszcze ze dwa wątki biegnące równolegle do wydarzeń na Hayden, jeden w przestrzeni kosmicznej i drugi - na Ziemi. Jest trochę polityki, ale głównie "okołowojskowej", więc względnie strawnej.
Książka przeszła moją próbę pięćdziesięciu stron, ale końcem końców - nie zachwyciła. Nie ma w niej niczego odrażającego, napisana jest ze sporym rozmachem, jest kilka interesujących pomysłów technologicznych, są pościgi i kosmiczne bitwy ("szczelajo sie laseramy i ganiajo po kosmosie"), ale fabuła jest jednak strasznie oklepana i przewidywalna.
Aha, jeszcze jedno. Pan Roch Siemianowski być może jest dobrym człowiekiem, ale na lektora audiobooków nie nadaje się kompletnie. Dlatego po odsłuchaniu pierwszych kilku akapitów wersji polskojęzycznej (z audioteka.pl) zdecydowałem się na oryginał (z amazon.com). Pan Roch mlaska, stęka i wydaje różne inne "satelitarne" odgłosy, które mnie, cierpiącego na mizofonię, zdecydowanie odstręczyły od wersji polskojęzycznej.
W mojej prywatnej skali daję książce sześć punktów na dziesięć. Kolejnych tomów serii raczej nie przeczytam.
A ja obok. Fajnie, że ktoś ma takie danie na temat sposoby czytania przez pana Rocha S.
Roch S. (zamiast nazwiska) to z powodu RODO, czy jest już oskarżony oficjalnie o mobbing mizofoniczny?
Nie. Dopiero zbieramy materiał dowodowy. *Po cichu* 🙂
A co powiesz o Pilipiuku? Na początku swej kariery pisarskiej zaczynał jako selfpublisher, (podobnie jak Juliusz Słowacki, więc nie ma się czego wstydzić). Cokolwiek opowiadania o Wędrowyczu są zabawne, to jednak zostawiłbym je na pograniczu jego twórczości. Tuż po odkryciu tego autora zacząłem czytać wszystko, co było dostępne w lokalnej bibliotece. Do ostatniej chwili nie mogłem przezwyciężyć pierwotnego lęku i obaw przed sięgnięciem po trylogię Dziedziczki, Kuzynki i Księżniczka. Takie tytuły są zarezerwowane dla pewnej grupy czytelników, w której nigdy nie chciałbym się znaleźć, a którą mógłbym łatwo i szczegółowo opisać, na podstawie spotkań przy ladzie bibliotecznej.
Jednak i w tym przypadku Pilipiuk nie zawiódł, a ja jestem nadal pod wrażeniem jego twórczości.
„Dziedziczki” (całą serię) kocham miłością czystą. „Operacja dzień wskrzeszenia” też mocna, natomiast „Oko Jelenia” już mi nie podeszło. Za dużo pitolenia, za mało gęstego. Ogólnie jednak bardzo jego książki lubię i polecam.
Zastanawiałem się po raz kolejny nad jego fenomenem i dochodzę do wniosku, że to, co go wyróżnia, to bolesne wręcz odczuwanie epoki jednorazowego użytku (stąd tak często bohaterami są artefakty sprzed lat) i tęsknota za Zasadami i Tradycjami (od patriotyzmu po niepisane prawa przestępców – kodeks przede wszystkim, a więc jakaś forma społecznego uporządkowania), które dają jakieś osadzenie w czasie i przestrzeni, samookreślenie i poczucie przynależności, a więc nadal jest przeciwko ulotności i homogenizacji.
Jako że klasyczne SF (wiesz, wredni obcy, dzielni ludzie, kosmiczne bitwy) uwielbiam miłością bezgraniczną to przeczytałem wszystkie 7 tomów. A to chyba jeszcze nie koniec.
Czy w kolejnych tomach robi się ciekawiej? Bardziej? Oryginalniej? Bo jeżeli tak, to może się jednak skuszę.