Serial "Friends" leci u nas w domu praktycznie na okrągło. Wszystkie 10 sezonów, zapętlone na stałe. Czasem o palmę pierwszeństwa zawalczy "The Big Bang Theory", który też już obejrzeliśmy w całości co najmniej z dziesięć razy, ale jednak "Friends" zawsze wygrywają.
Kilka dni temu trafiłem na zaprzyjaźnionym blogu książkowym na tytuł jak w tytule i od razu wiedziałem, że muszę, po prostu muszę tę książkę przeczytać.
Lektura zajęła mi dwa i pół dnia. Chciaż to nie SciFi, to jednak weszła mi gładko jak kluska w gęś.
Książka jest trudna. W zasadzie gdyby nie sława Matthew Perry-go oraz jego błyskotliwe poczucie humoru, można by ją spokojnie zaliczyć gdzieś do drugo- albo i trzecioklasowej śmieciowej lektury napisanej przez byłego narkomana - ku przestrodze. Jednak Chandler to Chandler - nawet te najbardziej straszne rzeczy opisuje w taki sposób, że chociaż człowieka przechodzą dreszcze, to jednak czyta się to bardzo dobrze.
Jedną z mocniejszych stron tej książki - przynajmniej dla mnie - nie są opisy zmagań z nałogami (tak, liczba mnoga, Perry był przez prawie 40 lat narkomanem, alkoholikiem i palaczem - wszystko to już w czasie przeszłym), ale skrawki informacji o świecie Hollywodu z lat 1969 - 2022. Fajnie jest obejrzeć sobie film, wiadomo, ale jeszcze fajniej zajrzeć za kulisy i dowiedzieć się o wielu rzeczach "od środka".
W książce jest mniej informacji o "Friends" niż się początkowo spodziewałem. Jest za to cała masa innych historyjek z udziałem Wielkich Nazwisk.
Jest też sporo seksu, aczkolwiek nie w pornograficznym sensie. Matthew od początku do końca pisze w sposób bardzo otwarty i szczery. Ponieważ nadmiar alkoholu szkodzi nie tylko na wątrobę, ale też na hydraulikę reprodukcyjną, Autor przez wiele lat sądził, że jest impotentem - co końcem końców okazało się nieprawdą; jak już "zastartował", Perry przespał się prawdopodobnie z połową Hollywodu.
Autor jest głęboko wierzący, co nie oznacza, że trenuje co niedzielę padnij powstań padnij powstań w domku z iksem, ale po prostu próbuje prowadzić jakiś tam dialog z Siłą Wyższą, co mu zresztą pomogło w życiu w fizyczny, wymierny sposób.
O śmierć otarł się kilka razy - w tym raz naprawdę blisko, podczas operacji, w której lekarze dawali mu 2% szans na przeżycie, a po której musiał prawie przez rok funkcjonować z workiem na kolostomię a także przejść coś ze 20 kolejnych operacji.
Nade wszystko jednak uwielbiam w tej opowieści sposób, w jaki Autor ją prowadzi. Ten gość naprawdę umie w humor 🙂 Oto prosty przykład:
Jest tam też całkiem sporo materiału do opanowania dla kogoś, kto - tak jak ja - nie ma kompletnie żadnego doświadczenia z narkotykami, a alkohol zna głównie z paru imprez z durnej młodości. Dzięki lekturze tej książki mogę powiedzieć, że mam teraz odrobinę szerszą perspektywę na to, czym jest uzależnienie od substancji.
Jest to pierwsza od dość dawna przeczytana przeze mnie książka niebędąca SciFi i muszę przyznać, że czuję się bardzo pozytywnie zaskoczony. Nie, nie planuję przerzucić się teraz na nowinki ze świata celebrities, kolejna książka w kolejce to powrót do normalności - jednak cieszę się, że przeczytałem autobiografię Perry-ego.
Moja prywatna ocena... nie mam pojęcia. Co najmniej 8/10.
P.S. Aktor zmarł pół roku po obublikowaniu tej recenzji. Jeżeli wierzyć mediom - przedawkowanie piguł. Szkoda chłopa.
A u mnie w kółko najczęściej leci StarGate i potem Star Trek.