Dawno już nie publikowałem żadnego ze swoich ponadczasowych dzieł graficznych.
(dla niewtajemniczonych: autor niniejszego bloga ma zdolności plastyczne o pięć rzędów wielkości gorsze od pływackich, a pływa tak, że mógłby się uczyć od siekiery)
No ale wczoraj, niestety, stało się. Gadałem przez telefon i bazgrałem sobie bezmyślnie, no i znów arcydzieło. Dziś przedpremierowa prezentacja wraz ze wstępną interpretacją.
Na samej górze widać bardzo wyraźnie nie wiadomo co, lekko przekrzywione.
Pod spodem kalosze w trapeizodalnopodobnej obwiedni wielowarstwowej, lekką kursywą.
Pod kaloszami perspektywa rozszerza się na dwa plany okrągłoidalne. W planie górnym krzyżyk chromatyczny, w planie dolnym lekko sprężynujące dwa fiflaki poprzeczne. Całość otoczona płatkokształtnymi bazgroidami, lekko przydętymi zachodnim wiatrem.
Ku uciesze ekologów, w górnolewej okolicy widnieje lekko przedmuchana istota organiczna niewiadomej proweniencji, widoczna - już tradycyjnie - z bocznego profilu.
Nie, nie brałem niczego nielegalnego.
Ahoy!
Mnie się podoba. Kto wycinał?
Ja, własnomysznie.