Jak być może ostatni dogorywający Czytelnik niniejszej namiastki bloga zdążył zauważyć, ostatnimi czasy częstotliwość wpisów zmniejszyła się drastycznie. Winą za taki stan rzeczy należy obarczyć mojego ulubionego Pratchetta, którego odkrywam na nowo, tym razem w języku Lengłidż. Ostatnio skończyłem "Going Postal", "Making Money" i "The Last Continent". Teraz zacząłem "Raising Steam" (chyba jeszcze nie przetłumaczona na polski, chociaż mogę się mylić) a także, równolegle, kończę "Unseen Academicals", którą był mi pożyczył mój kolega z pracy, równie wielki fan Pratchetta.
Lektura wciągnęła mnie do tego stopnia, że zarzuciłem nawet dodawanie cytatów na bloga, no i blog kuleje niemożebnie. Ale nic nie szkodzi, lada tydzień pewnie będę sobie robił przerwę i odsapkę (Pratchetta nie da się czytać za długo bez przerwy, chociaż tu akurat zdania są podzielone).
Tymczasem króciutka opowieść z rodzinnej niwy. Otóż, jak co roku, zamówiliśmy na urodziny naszej córy (tym razem ósme) torcik u pani, która już nam przedtem kilka tortów na różne okazje upiekła, i którą mamy w związku z tym sprawdzoną i Wogle. Tym razem nie obyło się bez małej przygody - otóż okazało się, że mniej więcej pięć minut po włożeniu ciasta na tort do piekarnika, piekarnik szlag trafił. A konkretnie pękła szyba w drzwiczkach.
Przyszłość tortu zawisła na włosku (mogłoby się okazać, że córka do końca życia będzie miała siedem lat, brrr), ale na szczęście pani od tortów okazała się rzutka i bystra, i czem prędzej przeniosła się z imprezką do znajomych, którzy użyczyli swego piekarnika i wszystko udało się dopiąć na ostatni guzik, ku chwale ojczyzny, amen.
Po krótkim namyśle wykombinowałem chyba, co się tak naprawdę stało. Przecież ósme urodziny są w pewien sposób skojarzone z liczbą osiem, która, jak wiadomo od Pratchetta, jest liczbą magiczną. Rincewind mieszkał w pokoju numer 7A. Wymawianie liczby osiem w pewnych okolicznościach mogło się skończyć naprawdę nieciekawie. I tak dalej.
No więc wygląda mi na to, że klątwa ósemki przesiąknęła na krótką chwilę do naszego świata, w efekcie rozbijając drzwiczki od piekarnika, o czym teraz piszę ostatniemu, dawno już uśpionemu Czytelnikowi.
Oho, już północ. Idę postraszyć.
„Raising Steam” (chyba jeszcze nie przetłumaczona na polski, chociaż mogę się mylić) – „Para w ruch” – 7 listopada 2013 r. 😉
Ale Wam córka urosła 🙂
Zgadza się. Syn zresztą też. Dwie imprezy urodzinowe w odstępie tygodnia. Ubaw po pachy 😉
Ja także jak czytam to mniej piszę, ot, taka prawidłowość. Pozdrawiam