Rozmawiałem niedawno z kolegą z pracy (dajmy na to, Jimem), na tematy mieszania się kultur i nacji, i zapamiętałem z tej rozmowy dwa w sumie dość ciekawe motywy.
Motyw numer 1: języki kształcą.
Jim kilkanaście lat temu - jeszcze za czasów kawalerskich - pracował dla jednego z gigantów branży technologii komputerowych. Żeby było po taniości, mieszkali na wynajętym we czwórkę mieszkaniu, z trzema kumplami z pracy. Tak się akurat złożyło, że wszyscy trzej byli czarnymi jak smoła Murzynami z Nigerii.
Nigeryjczycy są dumni ze swoich przekrętów oraz korupcji. Sądzicie, że Polska jest skorumpowana? Pojedźcie do Nigerii, a wyzbędziecie się wszelkich wątpliwości.
Wracając do meritum: Jim mieszkał z tymi trzema Nigeryjczykami, a więc siłą rzeczy zapoznał się nieco z ich językiem, narodowymi potrawami, obyczajami i tak dalej.
No i któregoś dnia, będąc w pubie, Jim sięgnął do stojącej na kontuarze miseczki z gumisiami, będąc przekonanym że miseczka ta stoi tam postawiona przez barmana do "ogólnego" użytku. Niestety, okazało się, że gumisie chwilę temu zamówił jakiś czarnoskóry koleś, siedzący przy stoliku kawałek dalej. I koleś ów - jak się okazało Nigeryjczyk - wku...nerwował się był mocno widząc, że jakiś białas wtranżala jego gumisie. Podszedł do Jima i zaczął się na niego drzeć, że to jego gumisie, że za nie zapłacił i tak dalej. Jim jako osobnik bezczelny i z bardzo ciętym językiem zerknął szybko w cennik, oszacował wartość pojedynczego gumisia na około 5 centów, rzucił Murzynowi dziesięciocentówkę i powiedział:
– Masz, właśnie zarobiłeś na tym gumisiu 100%.
Nigeryjczyk się zdenerwował, ale w sumie nie miał się już za bardzo do czego przyczepić, więc wrócił do stolika i zaczął przy kolegach głośno bluzgać na Jima. W swoim lokalnym nigeryjskim narzeczu rzecz jasna, żeby Jim go nie zrozumiał.
Jim jednak zrozumiał, podszedł do stolika i zbluzgał owego koleżkę w jego własnym języku, wieszając na nim odpowiednik takiej ilości inwektyw, że gdyby facet nie był czarnoskóry, z pewnością zarumieniłby się jak stek na grillu.
Kolesie tamtego spojrzeli na Jima jakby był z Marsa. Zdecydowanie im zaimponował. Facet kompletnie zbaraniał.
Chwilę potem, zanim Jim zdążył odejść do swojego stolika, otoczyło go trzech gości z ochrony i grzecznie wyjaśnili, ze za takie rasistowskie zachowanie w miejscu publicznym w zasadzie powinni mu spuścić łomot, ale ponieważ im nie wolno, tylko proszą go grzecznie o opuszczenie lokalu.
Jim nie był Brucem Lee i nie chciał wdawać się w przepychanki z ochroniarzami, wyjaśnił więc tylko grzecznie, że po pierwsze w jego zachowaniu nie był nic rasistowskiego, po drugie wszelkie należności między nimi są już uregulowane, a po trzecie, że to tamci zaczęli bluzgać jako pierwsi. A potem, popychany lekko przez ochroniarzy, skierował się do wyjścia.
I w tym momencie wszyscy czterej czarni kolesie wstali od stolika, zablokowali drogę ochroniarzom prowadzącym Jima i wyjaśnili, że jeżeli Jim zostanie wyrzucony z knajpy, to oni też wyjdą, a wcześniej złożą skargę na lokal.
Ot, niespodzianka 😉 Wszyscy zostali w knajpie, chlali piwo i żyli długo i szczęśliwie.
Motyw numer 2: tygrysia sinusoida.
Jim wyjaśnił mi, jak najprościej stwierdzić, czy irlandzka gospodarka jest aktualnie w dobrej czy w kiepskiej formie. Nie trzeba czytać gazet ani oglądać telewizji. Nie trzeba analizować wskaźników ani śledzić cen nieruchomości. Nie trzeba znać stawek na rynku pracy.
Trzeba się przejść do McDonald's.
Jeżeli większość pracowników nosi na plakietkach polskie, rumuńskie lub rosyjskie imiona, gospodarka ma się świetnie. Lokalni są zbyt leniwi i mają za dużo kasy, żeby brudzić sobie ręce takimi "niewolniczymi" zajęciami, jak praca w fastfoodzie.
Jeżeli natomiast za kontuarem widać Briana, Jenny albo Siobhan, to jawny znak, że z gospodarką jest kiepsko, a lokalni odwiesili aureole na kołek i wzięli dupy w troki, żeby mieć za co opłacić rachunki i włożyć coś do garnka.
Wielu ludzi, nawet całkiem światłych, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo gospodarka Wysp zależy od ludzi ze Wschodniej Europy (i nie tylko, z innych zakątków "świata drugiej kategorii" też) którzy wykonują te wszystkie "niewygodne" zawody. Jedna z polityków wypowiedziała się niedawno w debacie radiowej (nie słucham debat politycznych, ale Jim akurat się rozgadał i mi tę historię opowiedział), że ona jest za wyjściem UK z Unii (tzw. "brexit" - "british exit"), ponieważ wtedy w końcu Brytyjczycy mieliby swój kraj tylko dla siebie. I że wreszcie można by się pozbyć tych wszystkich Chińczyków, Arabów, Rumunów, Polaków, Rosjan i reszty tałatajstwa ze Wschodu.
Prowadzący debatę natychmiast skontrował:
- Czym przyjechałaś dziś do naszego studio?
- Uberem.
- A kto siedział za kierownicą?
- Jakiś Arab.
- OK. A gdzie mieszkasz?
- W {tu nazwa "bogatej" dzielnicy}.
- A kto zbudował Twój dom?
- Polscy budowlańcy
- A kto się teraz opiekuje Twoimi dziećmi?
- Rosjanka.
- A jak ostatnio byłaś w knajpie, kto serwował Ci posiłek?
- Chińczyk.
To był w zasadzie koniec wypowiedzi tej pani i debata odpłynęła w innym kierunku.
Taka jest jednak prawda. "Tania" (cudzysłów zamierzony) siła robocza ze Wschodu to filar, na którym stoją gospodarki zarówno Wielkiej Brytanii jak i Irlandii. Pozbycie się tych wszystkich ludzi z Wysp spowoduje może nie kompletną katastrofę, ale prawie.
Zrobiono kiedyś eksperyment społeczny i zapytano kilku tysięcy Brytyjczyków w jednym z pozalondyńskich obszarów, czy podjęliby się różnych prac, gdyby nie robili ich już imigranci. Chodziło zajęcia takie, jak koszenie trawy, zbieranie ogórków, malowanie, krótko mówiąc te wszystkie upierdliwe, wąsko wyspecjalizowane prace - oczywiście okazało się, że nawet bezrobotni rodowici Anglicy nie ruszyliby palcem w bucie, bo by się im po prostu nie chciało. Łatwiej narzekać, że obcokrajowcy zabierają nam pracę (chociaż mają dużo gorszy start), niż samemu wziąć się w garść i trochę pobrudzić górne kończyny.
Dziwny świat.
https://www.youtube.com/watch?v=7lqEID2MkKk
Po 7 latach druga część wpisu bardzo się potwierdziła, niestety.