Swego czasu pisałem o swoich ulubionych, najczęściej brzdąkanych piosenkach. Pisałem też, że w ścisłej czołówce jest "Niedokończona jesienna fuga" Wolnej Grupy Bukowina. I pisałem również, że tekst "Fugi" znam po łebkach.
Faktycznie, o ile zagrać "Niedokończoną" umiem całkiem fajnie ("a skromność jest ukoronowaniem moich licznych zalet"), co wywnioskowałem z odwróconego gradientu ucieczkowego...
Zazwyczaj, gdy biorę gitarę do ręki, ludzie zaczynają uciekać we wszystkie strony. W przypadku większych skupisk ludzkich można o tym nawet potem czytać w porannej prasie, w dziale "katastrofy naturalne". Natomiast w przypadku "Fugi" wektory przemieszczeń człowieków są skierowane zgoła przeciwnie, więc chyba się podoba.
O czym to ja... Aha, właśnie. O ile więc wersja brzdąkana wychodzi mi całkiem nieźle, o tyle już aspekt artykulacji paszczowej pozostawia sporo do życzenia. Pomijam już wątpliwej jakości wokalizę, która w moim przypadku brzmi mniej więcej jak skrzyżowanie zardzewiałej piły tartacznej z cierpiącym na galopującą sraczkę gnu pręgowanym - chodzi mię teraz głównie o znajomość tekstu.
Nie, wróć.
O nieznajomość tekstu.
Wygląda to tak, że siadam, zaczynam grać (oraz, o zgrozo, również śpiewać) "Fugę" i gdzieś tam w okolicach trzeciego wersu pierwszej zwrotki pojawiają się nagle rozliczne "nanana", które następnie dominują resztę tekstu, powodując, że z genialnej piosenki Wojtka Bellona robi się jakaś koszmarna przyśpiewka.
Niedawno postanowiłem coś z tym zrobić. Zawołałem więc gromko ku mej Żonie: Żono ma, tekstu fugi potrzebuję, na ten tychmiast.
Żona spojrzała na mnie jak na umysłowo niepełnosprytnego. Fuga kojarzyła jej się bowiem głównie z toccatą i demolem, ewentualnie jeszcze z tą taką białą mazią wypełniającą przestrzeń między kafelkami.
Objaśniłem więc, że chodzi o Wolną Grupę Bukowina oraz "Niedokończoną jesienną fugę" i - dzięki potędze Wujka Gugla - po upływie zaledwie pięciu strzałów znikąd Żona podsuwała mi już kolejne wersy "Fugi", które ochoczo konwertowałem na skrzyżowanie zardzewiałej... wiadomo.
I muszę przyznać, że zaśpiewanie całej "Niedokończonej" sprawiło mi mnóstwo frajdy. A reszta rodziny też jakoś przetrwała, dzięki na czas zaaplikowanym zatyczkom do uszu.
Poniżej tekst "Niedokończonej" (z, nomen-omen, niedokończoną interpunkcją), z jedną drobną modyfikacją względem oryginału: zamiast "górskim głogiem", w znanej mi wersji mamy "polnym głogiem". Dalibóg nie pamiętam, skąd ów polny głóg się tam wziął, ale dam sobie obciąć {tu wpisać nazwę jakiejś w miarę obcinalnej części ciała}, że wersja z polnym głogiem gdzieś tam istnieje w continuum wariantów tej piosenki.
A jeśli mnie dom buczyną spięty
tej nocy przyjmie w swoje progi
zapalę gwiazdy w nocy głębi
a sam zakwitnę polnym głogiem.Beskid kołysze się i szumi
i chwiać się będzie drżeniem nieba
i horyzontu zmieni drogi
i umrzeć moim słowom nie da.Do końca drogi swej noc zmierza
i płoną gwiazdy w nocnym chłodzie
czy gościem będę w nim czy muszę
do domu swego wejść jak złodziej?A Beskid woła znak mi daje
pójdź oto droga już niedługa
i trwa świt złocąc wyświechtana
jesiennym złotem biedna fuga
Połowy akordów potrzebnych do zagrania "Fugi" nie potrafię nawet nazwać. Ale nie muszę. Palce same się układają we właściwych miejscach.
Ot, co.