Nadszedł pierwszy dzień szkoły! Do szkoły wypadałoby iść w butach. A buty się przez wakacje jakby skurczyły - Młodej stopa rośnie z niepokojącą prędkością i obecnie przekroczyła już rozmiarem średniej wielkości kajak. Nic, tylko udać się do obuwniczego na polowanie.
Zazwyczaj odwiedzamy w tym celu sklep Clarks - tam przed końcem wakacji na ogół jest największy wybór szkolnych butków dla krasnoludów i krasnoludków.
Ale Dundrum jest duże i zanim się doczłapaliśmy do Clarks, zahaczyliśmy o Schuh.
A tam - butów, jak mrówków. Do wyboru, do koloru. A Młoda ma już prawie dziewięć lat, co oznacza, że ma też swoje zdanie na temat butów - i jest ono znacznie odmienne od mojego.
Ja mam takie podejście, że jak but pasuje, to jest dobry. A baba, jak to baba, wiadomo: krój, kolor - i z milion innych parametrów, których nawet nie umiem nazwać, a które trzeba wziąć pod uwagę, przedyskutować, a i tak się okaże, że te wymarzone nie pasują, albo są za drogie, albo sąsiad.
Na szczęście Młoda miała do dyspozycji Mamę, która wsparła ją w tym niemożliwym dla faceta do rozszyfrowania labiryncie decyzyjnym i oto już po piętnastu minutach i trzech przymierzonych parach butów przechodzimy do etapu zakupu.
No i tu właśnie docieramy do sedna dzisiejszego wpisu, do kropelki miodu w tej beczce szalonego dziegciu, jaką zazwyczaj jest dla faceta chodzenie z babami po sklepach odzieżowych. Otóż zamiast - jak to zwykle bywa w obuwniczym - truchtać do kasy, stać w ogonku, dowiedzieć się po raz setny, że do naszych butów świetnie nadawałaby się pasta firmy takiej-to-a-takiej, wyjaśnić pani, że mamy już szafę pełną tej pasty, i że kolejna tubka będzie wymagała od nas specjalnego zezwolenia budowlanego, potem płatność właściwa, druk paragonu, włożenie paragonu do losowo wybranej kieszeni w celu jego późniejszego zgubienia... No więc zamiast tego wszystkiego podszedł do nas pan z bezprzewodowym czytnikiem kart, poprosił o kartę płatniczą i adres email. W czasie, kiedy Młoda ubierała buty, wklepałem PIN i adres email w terminal, za pięć sekund na maila dostałem kopię paragonu - i gotowe. Żadnych kolejek, żadnych papierków, żadnego wysłuchiwania reklam pasty do butów.
Wot, tiechnika...
Obyś nie zaczął dostawać teraz reklam past i maści przróżnych na podanego e-maila. 😉
Dostaję już tyle rozmaitych reklam, że gdyby nie filtr antyspamowy Gmaila, pewnie musiałbym zmienić adres…
Ephraim Kishon „Damskie buty”
Genialna krotka humoreska.
http://notatki.tolep.info/?p=102
O, to, to właśnie. W samo sedno 😉