Jak już niektórzy moi znajomi wiedzą, a trzej regularni Czytelnicy tej namiastki bloga dowiedzą się za chwilę, niedawno przytrafiło mi się zmienić pracę, po raz kolejny.
Czy to jest dobra wiadomość?
Zależy jak na to patrzeć.
Po pierwsze primo, zdałem odkurzacz i miotłę, i z powrotem założyłem gumowe rękawice. Wróciłem bowiem na swój ulubiony zmywak, który jest o wiele bardziej pasjonujący od zamiatania liści. Trochę dlatego, że w Irlandii sporo wieje i pada, a zamiatanie mokrych liści przy wietrznej pogodzie to żadna frajda. Dużo bardziej jednak dlatego, że na zmywaniu naczyń znam się o wiele lepiej niż na zamiataniu liści. Potraktujmy więc epizod z liśćmi za niebyły i radujmy się. Hosanna!
Jednakowoż w tej beczce miodu nie obeszło się bez kapki dziegciu. Otóż albowiem moja nowa praca miała być pięć minut od domu, tymczasem po dwóch przepracowanych tygodniach okazało się, że przenieśli całą zmywakownię do centrum, bo tamtejsze biuro świeciło pustkami i trzeba było je zaludnić. No i padło na nas. I znów dojeżdżam trajwa... tramaj... trajama... Luasem do centrum, co zużywa nieco więcej czasu, ale za to mogę sobie poczytać kindelka po drodze, a więc nie jest tak najgorzej.
Apropos kindelka, pochłonąłem niedawno "Piramidy" (w wersji oryginalnej, znaczy się w języku Lengłidż) a teraz wciągam "Soul Music" - obydwie przyprawiają mnie o częste napady śmiechu, o czym nie omieszkam napisać przy najbliższej okazji.
Wracając do tematu - a dlaczego taki, a nie inny, jest tytuł dzisiejszego wpisu?
Dlatego, że moja obecna praca jest trzynastą z kolei. Tzn. licząc wyłącznie te, o których oficjalnie wiadomo. Przecież nie przyznam się do tego, że przez tydzień kopałem rowy gdzieś pod Ustką (gra słów niezamierzona), ani do tego, że innym razem dorabiałem sobie graniem marszów weselnych w jednym z pomorskich USC. Nawet o tym nie wspomnę. W każdym razie nie na publicznym, bądź co bądź, blogu.
No więc tak sobie myślę, że trzynaście prac przez dziewiętnaście lat to wychodzi gdzieś tak jedna praca na półtora roku. Pi x oko.
Myślę sobie również, że nasi dziadkowie (a nierzadko i rodzice) żyli w czasach, kiedy zmiana pracy była czymś niezbyt częstym. Jak się już raz człowiek zakorzenił w jakiejś firmie, pracował tam aż do emerytury.
No tak, ale to były czasy, kiedy emerytury miały jeszcze jakąś dodatnią wartość.
Tak czy siak, trzynastka na razie wydaje się być szczęśliwa, a jak będzie dalej, zobaczymy. Prognoza zapowiada więcej naczyń i nowocześniejsze zmywaki.
Na koniec zapodam kilka cytatów z "Piramid", z tych, które nie są zbyt popularne w Sieci, ale które wywołują szeroki uśmiech (przynajmniej na mojej gębie).
Najpierw odrobina kontekstu: w pewnym królestwie (podejrzanie przypominającym nasz ziemski Egipt) doszło do sytuacji, że wszyscy bogowie (a jest ich w lokalnej religii mnóstwo) nagle się zmaterializowali. A po jakimś czasie, wskutek rozmaitych wydarzeń, zniknęli, jakby ich nigdy nie było.
"The gods had gone back to not existing again, which made it a lot easier to believe in them."
"The trouble with gods is that after enough people start believeing in them, they begin to exist. And what begins to exist isn't what was originally invented."
"For thousands years the people of Djelibeybi had believed in their gods. Now their gods existed. They had, as it were, the complete Set. And the people of the Old Kingdom were learning that, for example, Vut the Dog-Headed God of the Evening looks a lot better painted on a pot then he does when all seventy feet of him, growling and stinking, is lurching down the street outside."
"He envied his fellow students who believed in gods that were intangible and lived a long way away on top of some mountain. A fellow could really believe in gods like that. But it was extremely hard to believe in god when you saw him at breakfast each day."
A ile prac miales w Irlandii? 🙂
Obecna jest siódma z kolei.
Moje gratulacje. Ja w ciągu 17 lat zaliczam 7-mę firmą i wydadawało mi się to niezłym osiągnięciem. Nawet poważnie rozważam czy z aktualną firmą nie związać się zdecydowanie na dłużej. Jednakowoż doświadczenie jak również znawcy tematu twierdzą, że 5 lat to max i trzeba szukać nowej roboty.
Ja osobiście uważam, że nie ma jakiejś “złotej zasady” w kwestii stażu pracy w jednej firmie. Co komu pasuje. Jedni lubią zmieniać prace, inni wolą wyścig szczurów i karierę bardziej pionową. W moim przypadku dość często zdarzało się, że pracodawca albo przenosił się do innego kraju, albo zwijał biznes (nie przeze mnie! i tego się będę trzymać). Gdyby nie to, miałbym “na koncie” podobną ilość miejsc pracy co Ty.