Mniej więcej dwa lata temu przeprowadziliśmy się z obrzeży niewielkiego miasteczka na wiochę. O samej przeprowadzce może kiedyś napiszę bardziej szczegółowo - temat jest szeroki i głęboki - dziś skupię się na tym, jak wygląda kwestia podłączenia do Internetu na irlandzkiej wiosce.
Dom jest świeżo zbudowany. Przedtem była tu tylko pojedyncza chałupa otoczona kawałkiem pola. Właściciel to odsprzedał deweloperowi, który zrównał wszystko z ziemią i postawił niewielkie osiedle na kilka domów. Domy sprzedały się jak świeże bułeczki (obecnie w Irlandii mamy kryzys na rynku nieruchomości i cokolwiek pojawi się na sprzedaż, schodzi na pniu) i po różnych perypetiach w końcu udało nam się wprowadzić.
Przedtem oczywiście sprawdziliśmy z kilkoma niezależnymi operatorami internetowymi, czy istnieje możliwość podłączenia do Sieci - wszyscy zgodnie twierdzili, że oczywiście jak najbardziej, co prawda nie ma jeszcze światłowodu, więc tylko sto megabitów na początek, ale teraz wszędzie instalują fiber więc i do nas prędzej czy później dojdzie.
Przejrzawszy dostępne oferty (polecam bonkers.ie) zdecydowałem się na Eir. Są najtańsi i najwięksi, w dodatku mieli akurat w ramach promocji Amazon Prime i Disney+ w pakiecie. Dzwonię, zamawiam jedyne dostępne połączenie czyli FTTC,CTTH (fiber-to-the-cabinet, copper-to-the-house, czyli publiczny światłowód do studzienki przy drodze, a stamtąd do domu już konwencjonalnie skrętką). Sto megabitów nie ma szaleństwa, w poprzednim domu mieliśmy gigabit, trochę nas to rozpieściło, ale jak się nie ma co się lubi, wiadomo. Inżynier-instalator ma przyjechać i wszystko podłączyć za niecałe dwa tygodnie. W międzyczasie kurier dostarcza niewielkie pudełko ze sprzętem (prawdopodobnie ruter wifi) z informacją, żeby nie otwierać przed przybyciem instalatora.
Ponieważ obydwoje pracujemy z domu i *jakiegoś* połączenia z Internetem potrzebujemy, panicznie próbuję złapać chociaż jedą kreskę 5G, bo oczywiście jakżeby inaczej nasza chałupa jako jedyna na całym osiedlu znajduje się w dupie dziurze i sygnału nie ma w ogóle. Po wielu próbach i błędach udaje mi się złapać jedną-dwie kreski 5G na strychu, w okolicach jednej z belek stropowych. Zaraz podciągam tam przedłużacz i podpinam telefon na stałe. Jesteśmy online. Co prawda to wiejskie 5G jest trochę oszukane, przy dobrych wiatrach udaje się złapać 30 Mbps w jedną stronę i 5Mbps w drugą, ale na chwilę - wystarcza.
Po dwóch tygodniach przyjeżdża obiecany inżynier. Pokręcił się trochę po okolicy, pozaglądał w różne dziury w ziemi i zaraz dzwoni do drzwi. Wychodzę, pytam o co biega, a on mi na to, że ma w systemie zły rodzaj zamówienia, bo mu kazali instalować FTTC,CTTH, a u nas żadnego podłączenia do skrętki nie ma. Jest za to światłowód pociągnięty od domu do studzienki przy drodze, ale on tego nie może podłączyć bo w systemie jest coś innego. Obiecuje zamieścić odpowiednią notkę z wizyty (potem się okazało, że nigdy tego nie zrobił) i odjeżdża w siną dal.
Dzwonię do Eir i tłumaczę jak sprawa wygląda, a oni mi na to, że inżynier na pewno sie pomylił, bo oni tu mają w systemie jak krowie na rowie, że mam FTTC,CTTH. Ponieważ jednak inżynier już tą wizytę w systemie "zamknął", pani w telefonie mówi mi, że muszą stworzyć drugie zamówienie, całkiem od nowa. Na szczęście ma już wszystkie szczegóły z poprzedniego zamówienia, więc pójdzie szybko. Faktycznie, pięć minut później dostaję e-mail z potwierdzeniem kolejnej wizyty inżyniera.
W międzyczasie dostaję też SMS-a, że mam oddać sprzęt, który wcześniej przyszedł kurierem. Równocześnie przychodzi też e-mail z tą samą prośbą i z dopiskiem, że mam dokonać zwrotu w ciągu 30 dni, w przeciwnym razie będą wyciągnięte Konsekwencje. Korzystam z opcji zamówienia kuriera i trzy dni później oddaję zabawki panu z DPD.
Jeszcze w tym samym tygodniu pan z DPD przyjeżdża ponownie z identyczną paczuszką. No tak. Nowe zamówienie - nowy ruter. Nie można było zostawić poprzedniego? Najwyraźniej nie.
Niecałe dwa tygodnie później przyjeżdża inżynier (inny niż za pierwszym razem) i stwierdza dokładnie to samo, co jego poprzednik. Tym razem oprowadził mnie po tych wszystkich studzienkach, popodnosił taką sprytną wajchą ciężkie, żeliwne klapy, pokazał mi co gdzie jest podłączone a czego brakuje. Faktycznie, mamy światłowód pociągnięty z każdego domu na osiedlu do jednej wspólnej studzienki przy drodze, natomiast sama studzienka nie ma podłączenia do publicznego światłowodu. Na moje pytanie gdzie jest najbliższy taki światłowód pan zagląda w swój magiczny opancerzony tablet, dźga paluchem tu i tam, wreszcie pokazuje mi mapkę. Okazuje się, że trochę ponad kilometr.
Pożegnawszy inżyniera numer dwa dzwonię zaraz do Eir z zapytaniem łot de fak, a oni mi na to, że inżynier się na pewno pomylił bo oni tu mają wyraźnie w systemie...
Sytuacja powtarza się jeszcze dwa razy. Tym razem maksymalnie przeciągam oddawanie kolejno nadciągających ruterów, w związku z czym po wizycie czwartego inżyniera mam ich już trzy i postanawiam odnieść je własnoręcznie własnonożnie do najbliższego salonu Eir. Pracownicy tegoż salonu mieli trochę okrągłe oczy widząc aż trzy rutery. Najpierw było im bardzo smutno, że rezygnuję z usługi, ale zaraz im wyjaśniłem, że z niczego nie rezygnuję tylko próbuję się podłączyć, ale nie bardzo jest do czego. Jeden z asystentów usiadł ze mną przy komputerze, zajrzał w różne systemy, potwierdził, że faktycznie były cztery wizyty i wszystkie skończyły się anulowaniem. Próbuję mu wytłumaczyć, że to dlatego, że mają w systemie przestarzałą informację - FTTC,CTTH, owszem, było tam, ale potem przyszedł deweloper i wszystko wyburzył i teraz nie ma. Pan na to pokiwał głową i powiedział, że rozumie, ale nie ma możliwości zmiany tej informacji w systemie, bo tym się zajmuje ich firma-córka (Openeir). Dał mi numer telefonu i zasugerował, żebym do nich zadzwonił bezpośrednio. Na koniec powiedział jeszcze, że jak chcę to może zamówić wizytę inżyniera żeby mnie podłączył. Popatrzyłem na niego jak na idiotę ale nagle coś mi kliknęło w głowie. Pomyślałem sobie, że po prostu muszę zamawiać to podłączenie non stop - przecież taki inżynier inkasuje za każdą instalację, więc po jakimś czasie ktoś w księgowości Eir zauważy, że ten adres generuje im same koszty bez żadnych przychodów i może coś z tym zrobią.
Spoiler: przy ich skali działania, okazało się, mój plan nie miał szans. Ale jeszcze o tym nie wiem.
W międzyczasie dzwonię do Openeir i objaśniam sprawę. Pan po drugiej stronie słuchawki jest bardzo uprzejmy. Mówi, że wyśle inżyniera na inspekcję i że mam się nie martwić, na pewno jakoś to ogarniemy.
Czyli tak: mam teraz zamówionych dwóch inżynierów. Jeden do instalacji, drugi do inspekcji.
Ten od inspekcji pojawił się po paru dniach, obejrzał wszystko, potwierdził to, co i tak już wiedziałem. A potem zapytał czy bardzo by mi przeszkadzało gdyby na trawniku przed domem stał dodatkowy słup. Bo on widzi, że sąsiad za murem ma skrętkę dociągniętą ze słupa, gdybyśmy postawili identyczny słup u nas i tę skrętkę rozgałęzili, to możnaby nam podłączyć te sto megabitów. Powiedział też, że jeśli chodzi o światłowód, to on widzi, że coś tu było zaczęte, ale kiedy to podepną do publicznej sieci to nie wiadomo. Dużo kopania, trzeba rozkuć chodnik w tym miejscu, asfalt w tamtym, osiedle jest maleńkie, więc bóg wie kiedy się za to w ogóle zabiorą. Ale jak się zgodzę na słup, dostanę chociaż tę setkę na początek.
Zagadałem od razu do sąsiadów, którzy też są przecież zainteresowani tematem. Sądziedzi się zgodzili, inżynier zapisał co trzeba w swoim pancernym tablecie, wziął taśmę mierniczą, zmierzył jakieś odległości i kąty, wreszcie postawił znaczek na chodniku obok tego miejsca, gdzie ma być wbity słup. I sobie pojechał.
Trzy dni później dostaję telefon od Eir, że muszą mi przysłać kolejnego inżyniera do zrobienia tzw. pole survey, ponieważ stawianie słupa to nie przelewki i trzeba mieć pewność, że wszystko zadziała jak należy, że właściwe pieczątki trafią we właściwe miejsca, że rubryczki w formularzach zostaną zaptaszkowane we właściwy sposób i tak dalej.
Inżynier przyjechał wraz z jakiś młodzikiem - okazało się, że młody jest na przyczepkę, dopiero się uczy na inżyniera, a takie pole survey to jest ponoć wielka gratka, bo dzisiaj nikt już nie stawia słupów do miedzi, bo wszędzie jest fibre. Wszędzie, urwał, tylko nie u nas, pomyślałem sobie, ale grzecznie zamknąłem otwór gębowy żeby się nie narazić komuś, od czyjego podpisu być może zależy to, czy będziemy podłączeni czy nie. Pole survey, okazuje się, polega na wykonaniu kilku pomiarów, zrobieniu paru zdjęć i ustaleniu optymalnej lokalizacji słupa. Inżynier na odchodne powiedział mi, że on osobiście nie widzi przeszkód i że w ciągu paru dni powinniśmy już być podłączeni.
Ucieszyłem się, o naiwny.
Niestety dosłownie kilka dni później dostałem elefon z Eir (a może z Openeir?), że słupa nie będzie, bo dzisiaj nikt już nie kładzie miedzi, wszędzie podłączają światłowody, więc szkoda zachodu z miedzią skoro zaraz i tak trzeba będzie wymieniać na szybsze.
Trochę się we mnie zagotowało i zacząłem rozważać inne opcje. Po pierwsze odkryłem operatora o wdzięcznej nazwie Imagine, który chełpi się tym, że jest niezależny od innych dostawców, bo ma własną infrastrukturę 5G z pokryciem prawie 100% - i jest w stanie dostarczyć szybki bezprzewodowy internet absolutnie wszędzie. Ponieważ mój strychowy telefon działał z prędkością raczej słabą, postanowiłem spróbować. Zamówiłem więc usługę w Imagine - 48 godzin później miałem już wszystko podłączone: antenę przyśrubowaną porządnie do ściany zewnętrznej, patrzącą w kierunku najbliższego masztu 5G dostawcy, od anteny kabelek do stojącego w domu rutera wifi. Trzeba było tylko przewiercić niewielką dziurkę na ten kabelek, ale panowie fachowo zasklepili ją gipsem z tubki więc nawet nie było za bardzo widać. Testy pokazały 30 Mbps w jedną stronę i 10 Mbps w drugą - szału nie ma, ale lepszy rydz niż nic. Umowa na 18 miesięcy (!), miesięcznie drożej niż płaciłem za 1Gbps w poprzednim miejscu, ale jest.
To znaczy tak: niby jest. Ale okazało się po paru dniach, że połączenie jest bardzo niestabilne, ledwie dało się na tym pracować z domu, wideopołączenia trzeba było ograniczać do absolutnego minimum, ogólnie kicha. Niestety pomimo zgłaszania tego obsłudze klienta nie udało się poprawić prędkości - kończem końców przyznali, że nasz dom znajduje się w niekorzystnym miejscu i szybciej ani stabilniej się po prostu nie da. Ale umowa to umowa, przez kolejnych 18 miesięcy płacimy za internet, który ledwie działa. Próbowałem się z tego wykręcić, ale okazało się, że drobnym druczkiem w umowie stoi, że dopóki dostawca zapewnia 5Mbps w jedną stronę i 2Mbps w drugą, mogę się co najwyżej pocałować w dupę (może nie dosłownie z tą dupą, ale prawie). Ech, wziąłby człowiek pałę...
Po upływie 18 miesięcy zażyczyłem sobie rozwiązania umowy - okazało się, że nawet nie przysłali nikogo po sprzęt. Mamy teraz martwą antenę na ścianie oraz zbędny ruter i zaklejoną gipsem dziurę.
W międzyczasie kolejni inżynierowie z Eir przyjeżdżają, tłumaczą, że nie ma podłączenia. Eir wysyła kolejne rutery, które dla sportu odnoszę do lokalnego oddziału. Obsługa traktuje mnie już jak swojego. Raz mi nawet wypożyczyli na miesiąc ruter bezprzewodowy z kartą sim, żebym sprawdził siłę sygnału 5G. Całkiem za darmo, na gębę.
Oczywiście sygnału 5G nie było.
Po kolejnych czterech czy pięciu wizytach inżynierów dojrzałem do tego, żeby skontaktować się z NBI. National Broadband Ireland to ciało rządowe, którego celem istnienia jest planowanie wdrażania infastruktury światłowodowej w całej Irlandii, a zwłaszcza w regionach wiejskich. Priorytetyzują przy tym domy i osiedla, które nie mają w ogóle żadnego dostępu do szerokopasmowego internetu. My się nie łapiemy, bo Openeir twierdzi, że możemy sobie w każdej chwili zamówić FTTC,CTTH. Ale że informacje w systemie Openeir są nieaktualne - tu już nie mogą pomóc, to nie ich broszka.
O tych wszystkich perypetiach rozmawiałem od czasu do czasu z sąsiadami i okazało się, że jeden z nich dawno temu pracował przez chwilę dla któregoś z dużych operatorów, i że operatorzy boją się skarg wnoszonych do ComReg, czyli odpowiednika polskiego (chyba) UOKiK-u. Zebrawszy całą dotychczasową historię telefonów, emaili, wizyt wszystkich inżynierów itd. itp. napisałem sążnistego maila do rzeczonego ComReg-u. Główną częścią mojej skargi było właśnie to, o czym przed chwilą wspomniałem - że Eir/Openeir mają w systemie błędną informację o dostępności szerokopasmowego internetu, przez co NBI nigdy nie uwzględni naszego osiedla w swoich planach, czyli zasadniczo paragraf 22. ComReg odpisali, że nadają sprawie Identyfikator Taki To A Taki, i że mam czekać.
Po dwóch tygodniach wrócili do mnie z informacją, że owszem, Openeir ma w systemie błąd, ale oni nie są w stanie nic zrobić, ani od strony technicznej, ani formalnej. I że moje zgłoszenie zostaje zamknięte bez dalszego dochodzenia i bez możliwości odwołania się. Czyli w skrócie idźpannadrzewo.
Gdzieś tam po drodze wykombinowałem sobie, że przecież od jakiegoś czasu latają sobie dookoła mamusi Ziemi satelity MElona, może by więc pójść w tę stronę? Sprawdziłem ceny Starlinka - trochę się zgarbiłem, bo co prawda miesięczna opłata nie jest jakoś specjalnie wygórowana, ale zakup sprzętu na dzień dobry to ładnych parę stówek. Z drugiej strony nie ma umowy długoterminowej, po prostu płaci się co miesiąc i już. Można w każdej chwili zrezygnować. Zamówiłem więc ruter oraz antenę, czekam.
Zabawki przyszły po paru dniach. Znalazłem lokalnego fachowca, który obiecał mi to zainstalować - okazało się jednak, że uchwyt do montowania anteny jest za mały i trzeba dokupić słupek przedłużający. Potem jeszcze okazało się, że do słupka trzeba dorzucić przejściówkę. Wrrr! No ale wreszcie się udało i chociaż portfel mi od tego wszystkiego schudł strasznie, doczekaliśmy się w miarę przyzwoitego połączenia. Prędkość Starlink to okolice 150/20 Mb/s i jest to póki co najszybsze stabilne połączenie do Sieci jakie udało nam się zainstalować.
Wróćmy jednak do całego tego pieprznika z ComReg, NBI i Eir. W Openeir trafiłem chyba na jakąś czarną listę, bo przestali odbierać moje telefony. ComReg się kazał wypchać. Eir przestali akceptować kolejne zamówienia FTTC,CTTH - ktoś się tam musiał zorientować, że tu faktycznie nie ma żadnej miedzi.
Wymyśliłem, żeby zagadać do innego operatora. Vodafone oferuje w Irlandii połączenia światłowodowe, spróbowałem więc zamówić usługę u nich. Natychmiast dowiedziałem się, że mam możliwość podłączenia FTTC,CTTH - jakże by inaczej, skoro wszyscy operatorzy dzierżawią łącza od Eir! Niemniej jednak zamówiłem. Raz, drugi, trzeci. Za każdym razem dostałem kurierem paczuszkę z ruterem (nieco innego kształtu i wielkości niż przedtem z Eir). O dziwo Vodafone nie każe tych paczuszek zwracać, więc na dzień dzisiejszy leżą u mnie w szafce trzy nierozpakowane rutery Vodafone. Kiedyś im oddam, póki co nie spieszy mi się. Oczywiście inżynierowie z Vodafone wracali na tarczy, bo nie ma mnie jak podłączyć.
Ponadto jeden z tych inżynierów zauważył, że sąsiad za murem (ale nie ten ze słupem tylko całkiem z drugiej strony osiedla) ma studzienkę z SIRO. SIRO to jeden z krajowych dostawców infrastruktury światłowodowej (na tym samym poziomie co Eir - po prostu inna firma) - a inżynier Vodafone zapytany o możliwość podłączenia się do tej studzienki zasugerował telefon do Virgin Media, bo oni oferują internet przez SIRO w tym obszarze. Niestety, chociaż studzienka jest dosłownie parę metrów przez ścianę od naszego osiedla, okazało się, że VM nie obsługuje naszego adresu. Cozrobisznicniezrobisz.
Bez większych nadziei raz jeszcze zadzwoniłem do NBI, opisałem całą historię, upewniłem się, że mój rozmówca nie zasnął (opowieść zrobiła się już porządnie długa), a na koniec zapytałem grzecznie jakie mam teraz opcje - głównie w kwestii skorygowania informacji w systemach Openeir. Pan z NBI kazał czekać, skonsultował się z kimś w tle i po paru minutach wrócił z sugestią, żebym rzucił temat Ministerstwu Telekomunikacji, oni stoją nad wszystkimi i mogą pomóc.
Ponieważ już od dłuższego czasu miałem już za sobą etap frustracji i teraz już wszedłem w komfortową rolę biernego, głupkowato uśmiechniętego obserwatora, niewiele myśląc zabrałem się za pisanie kolejnego sążnistego e-maila do rzeczonego Ministerstwa Telekomunikacji. Okazało się jednak bardzo szybko, że z Ministerstwem Telekomunikacji nie da się skontaktować z tego samego powodu, dla którego nie da się upolować jednorożca. Takiego zwierzęcia po prostu nie ma!
Dzwonię raz jeszcze do NBI (łatwo się to teraz pisze - w rzeczywistości żeby się dodzwonić do jakiegokolwiek rządowego oficjela, trzeba odbębnić swoje uchogodziny) i objaśniam sprawę z jednorożcem. Pan w słuchawce był szczerze rozbawiony, szybciutko przeprosił i objaśnił, że oczywiście miał na myśli Ministerstwo Sportu. A konkretnie to Ministerstwo Kultury, Komunikacji i Sportu. Jak bonie dydy, nie ściemniam. Maila już miałem przygotowanego, wysłałem gdzie trzeba - tym razem nie dostałem żadnej odpowiedzi. Czarna dziura.
Gdzieś tam po drodze przytrafiło mi się też zauważyć minivana firmy Circet zaparkowanego paręset metrów dalej wzdłuż drogi, koło której stoi nasze mini-osiedle. Circet to firma-córka Openeir (czyli przez dedukcję firma-wnuczka Eir, chyba) - podwykonawcy zajmujący się kopaniem rowów oraz układaniem kabli. Podszedłem do głównego majstra, przedstawiłem mu się, pokazałem paluchem że jestem z tamtego, o, osiedla i od razu z grubej rury zapytałem czy może planują nas tu jakoś podłączyć. Główny majster pokręcił głową, objaśnił, że nie, że oni kopią dzisiaj tylko z tej strony drogi, a ja jestem z drugiej, więc na pewno nie. Ale indagowałem go dalej i w końcu zgodził się zadzwonić do swojego przełożonego. Mi w międzyczasie też się rozdzwonił telefon i musiałem urwać się do domu - jednak ku mojemu zdumieniu nazajutrz zauważyłem na asfalcie narysowaną grubą niebieską linię biegnącą skośnie od studzienki naprzeciwko do studzienki po naszej stronie drogi (tej niepodłączonej).
Zaczarowany Ołówek, pomyślałem sobie. Namaźgali linię i zaraz się okaże, że jesteśmy już podłączeni.
Jednak nic z tego nie wyszło. Być może majster dostał jakieś informacje od swoich szefów, ale poza namalowaniem tej niebieskiej linii panowie z Circet nic więcej nie zrobili.
To było mniej więcej sześć tygodni temu.
W zeszłym tygodniu natomiast dostałem mailową odpowiedź... od ministerstwa kultury, komunikacji i sportu 🙂 Odpowiedź, która zaskoczyła mnie po same uszy: otóż ponoć przejrzeli szczegółowo wszystkie moje biadolenia, skontaktowali się z NBI, z Openeir, potwierdzili niezgodność danych w systemie ze stanem faktycznym, nanieśli stosowne poprawki i już w grudniu tego roku mamy trafić na Listę! Z czego wynika, że podłączą nam światłowód najpewniej jeszcze przed nadejściem kolejnych lodowców.
Reasumując:
- Spędziłem na telefonach z różnymi instytucjami dobrze ponad 200 godzin.
- Mam w szafce trzy nowe, nierozpakowane rutery. Jeszcze trochę i otworzę hurtownię.
- Spadek w postaci niedziałającej anteny Imagine, oraz rutera, do którego konfiguracji nie mam dostępu.
- Pogadałem sobie z co najmniej dziesięcioma różnymi instalatorami internetu. Całkiem sympatyczni ludzie.
- Pracownicy lokalnego oddziału Eir na mój widok nagle przypominają sobie o bardzo pilnych obowiązkach na zapleczu.
- Największe nadzieje chwilowo pokładam w grubej, niebieskiej linii na asfalcie plus wiadomości od jednorożca.
- Poziom frustracji: Zen.
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.