English version here.
Stali Czytelnicy tej namiastki blogu być może kojarzą, że podróże w czasie oraz związane z nimi paradoksy są jednym z moich ulubionych elementów literatury spod znaku SciFi.
Skuszony wysokimi notami, w sumie trochę z przypadku, sięgnąłem niedawno po powieść pod tytułem jak w tytule, czyli "Wrong Place, Wrong Time" autorstwa Gillian McAllister.
Zaczyna się niewinnie. Szczęśliwa amerykańska rodzinka, żona, mąż, obydwoje krótko po czterdziestce, dobrze ułożony syn, który właśnie obchodzi osiemnaste urodziny.
Jen (żona) czeka na powrót syna z nocnej imprezki urodzinowej. Około pierwszej w nocy syn (Todd) pojawia się pod domem, ale zanim zdąży dotrzeć do drzwi, mija go jakaś zakapturzona postać. Todd niespodziewanie wyciąga nóż zza pazuchy, dogania gościa i z zaskoczenia dźga go śmiertelnie. Za chwilę zjawia się pogotowie i policja; Jen próbuje udzielić ofierze pierwszej pomocy, ale bezskutecznie. Kelly (mąż) wyskakuje z domu, jest kompletnie zaskoczony całą sytuacją. W końcu policja skuwa Todda i zabiera go na posterunek. Jen jest prawniczką, jadą wraz z mężem zobaczyć się z synem, ale policja im mówi, że będą mogli dopiero rano. Jen dzwoni do zaprzyjaźnionego prawnika (sama specjalizuje się w prawie rodzinnym, nie kryminalnym), prosi go, żeby przyjechał do Todda z samego rana po czym wracają z mężem do domu i po długim płaczu wreszcie zasypiają.
Jen budzi się...
Jest wczoraj. Jest dzień *przed* morderstwem tajemniczego nieznajomego.
To, co napisałem powyżej, to mniej więcej treść pierwszego rozdziału - więcej nie zdradzę, bo nie chcę popsuć zabawy tym z Was, którzy być może po książkę sięgną.
Ale powiem tyle: jeżeli lubisz "Dzień Świstaka", jeżeli podobała ci się "Recursion" Croucha to istnieje spora szansa, że i tę książkę przeczytasz z przyjemnością.
Moim zdaniem początek oraz końcówka zasługują na ocenę 10/10, a środek w okolicach 8/10. Bywa nudnawo, ale tylko chwilami. A kiedy wydaje nam się, że już wszystko rozumiemy, nagle okazuje się, że wcale nie. I znowu. I znowu.
Zachęciłeś. Idę dopisać do listy „do przeczytania”. A że lista długa, to będę długo szedł.