W ramach odsapki od łamigłówek (ileż można?!?) dziś recenzja obejrzanego przeze mnie niedawno filmu "Koneser".
Nakręcony w 2013 roku, opowiada o właścicielu renomowanego domu aukcyjnego, który ma fioła na punkcie obrazów Wielkich Mistrzów przedstawiających kobiety.
Virgil Oldman (Geoffrey Rush) jest starszym panem i poza prowadzeniem aukcji nie ma zbyt wielu zainteresowań. Ma za to kilka dziwactw: nie przepada za kontaktem fizycznym z innymi ludźmi, nie lubi dotykać przedmiotów, których wcześniej używali inni, nawet słuchawkę telefonu zawsze łapie przez chusteczkę. Prowadzi życie samotnika, którego jedyny kontakt z ludźmi ogranicza się do prowadzenia aukcji.
Virgil nie jest osobnikiem stuprocentowo uczciwym: od czasu do czasu zdarza się, że znajduje w zbiorach swoich klientów jakiś bardzo cenny obraz przedstawiający kobietę - obraz taki trafia na aukcję ze znacznie zaniżoną ceną wywoławczą i zostaje kupiony przez niejakiego Billy-ego Whistlera (granego przez stareńkiego już Donalda Sutherlanda). Virgil i Billy to starzy kumple - po aukcji Virgil odpala Billy-emu działkę i w ten właśnie sposób Virgil powiększa, stosunkowo niewielkim nakładem, swoją kolekcję malowideł.
Kolejnym klientem Virgila jest tajemnicza kobieta, której nikt nigdy nie widział, ponieważ cierpi ona na wyjątkowo ostrą odmianę agorafobii połączonej z antropofobią. Dwudziestosiedmioletnia Claire (grana przez Sylvię Hoeks) od ponad piętnastu lat nie opuściła swojego mieszkania. Rok temu zmarli jej rodzice i teraz Claire próbuje spieniężyć odziedziczoną po nich ogromną kolekcję dzieł sztuki.
Virgil jest najpierw rozdrażniony ciągłą nieobecnością Claire, potem odkrywa jej chorobę i postanawia jej pomóc. Od sceny do sceny zdobywa jej zaufanie aż wreszcie udaje mu się - jako pierwszemu człowiekowi od wielu, wielu lat - zobaczyć Claire osobiście.
W tle mamy warsztat "złotej rączki" prowadzony przez Roberta (Jim Sturgess), który również jest wieloletnim przyjacielem Virgila.
Virgil, chociaż znacznie już posunięty w latach, jest kompletnie zielony jeśli chodzi o kobiety - a Robert to młody, energiczny facet, który pomału wprowadza Virgila w zawiłości kobiecej logiki, podpowiada mu jak ma postępować z Claire i tak dalej. Virgil znajduje w domu Claire fragmenty jakiegoś tajemniczego i bardzo starego mechanizmu, który okazuje się być siedemnastowiecznym androidem. Gdyby udało się takiego androida poskładać, można by go naprawdę dobrze sprzedać; Virgil znajduje kolejne fragmenty androida i zanosi je Robertowi, który pracowicie próbuje złożyć robota do kupy.
Virgil dokonuje wreszcie rzeczy niemożliwej. Udaje mu się wyciągnąć Claire z domu i zaprosić na wykwintny obiad do restauracji, gdzie ogłasza - w towarzystwie Roberta i jego dziewczyny - swoje z Claire zaręczyny i nadchodzący ślub.
Zakończenie... nie będę go zdradzał, ponieważ jest zaskakujące. Niebanalną rolę odegra tajemnicza dziewczyna w barze naprzeciwko domu Claire. I - całkiem jak u Kaczmarskiego - nagle okazuje się, że "wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno".
Film trzyma w napięciu, jest nakręcony z klasą i ma w sobie "to coś", co sprawia, że spodobał mi się, chociaż nie było w nim mordobicia, latania po kosmosie i strzelania ziuuu! ziuuu! laserami ani cycków.
No dobra, skłamałem. Jest trochę cycków i jedno mordobicie. Ale bez nich film byłby równie dobry.
Werdykt końcowy: polecam, zdecydowanie!
O tak! Znakomity, klimatyczny z niespodziewanym przytupem na końcu film. Perełka.