Zachciało nam się ostatnio znów wybrać z Żonką do kina, tym razem na drugą część "Pitch Perfect", która właśnie teraz ma premierę w Irlandii.
Jedynkę obydwoje bardzo lubimy, więc grzechem byłoby nie pójść na drugą część, c'nie?
Żeby było weselej, wzięliśmy pod pachę kuzynkę z mężem i uderzyliśmy samoczwór do Dundrum.
Film jest... Hm. Beznadziejnym go nie nazwę, bo się kilka razy uchachałem. Kiepskim też go nie nazwę, bo muzycznie jest - podobnie jak jedynka - bez zarzutu. Ale trzy rzeczy mi w nim bardzo nie podeszły: po pierwsze, wyobrażałem sobie, że dwójka będzie od jedynki lepsza przynajmniej o klasę, a nie jest. Jest co najwyżej równie dobra. Po drugie, fabuła urywa się jakby w połowie, ni w kij ni w oko, nie wiadomo, czy to już koniec filmu, czy tylko antrakt przed drugą połową, czy co...
No a po trzecie, mój ulubiony Pentatonix występuje tam bardzo, bardzo krótko. Prawdopodobnie ma to jakiś związek z pieniędzmi: gwiazdy tej klasy kasują ogromne gaże za takie imprezki.
Bezwzględnie największe brawa należą się postaci Johna Smitha granego przez Johna Michaela Higginsa - pan Smith jest najbardziej politycznie niepoprawnym komentatorem, jakiego widziałem. Jedzie równo po kolorowych, biednych, głupich oraz kobietach, i to w radośnie bezczelny sposób. Cała widownia rechotała równo po każdej jego wypowiedzi 😉
Podsumowując, reasumując oraz po prostu sumując: film tak jakby polecam, ale najlepiej nie oglądać przedtem pierwszej części oraz nie być fanem Pentatonix, no i nie spodziewać się szału po fabule. Cała reszta - miód, malina.
O.
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.