Sisu. Recenzja filmu

https://xpil.eu/7lc

Żeby nie było, że tylko książki i książki, no bo ileż można, naprawdę, tym razem padło na Dziesiątą Muzę, a konkretnie na zeszłoroczny film akcji film pod tytułem jak w tytule.

"Sisu" to podobno fińskie słowo oznaczające stan ducha, w jakim znajduje się człowiek przyparty do muru i za bardzo bez wyjścia. Czyli dość dramatycznie.

Akcja filmu dzieje się podczas Drugiej Wojny Światowej. Sam ten fakt skutecznie byłby mnie zniechęcił do obejrzenia, bo filmów wojennych nie lubię. Na szczęście wojna w tym konkretnym przypadku służy wyłącznie jako tło wydarzeń, a nie jako wątek główny.

Wątek główny natomiast...

Był sobie pewien gość. Fińczyk. Finlandczyk...

Fin.

Ale nie fin de siècle.

Bo to jest w ogóle fińskie kino.

O czym ja...

A, właśnie. Był sobie pewien gość. Wypieprzyli go na starość z roboty, więc postanowił się odciąć od świata, znalazł sobie najbardziej odległy i bezludny kawałek miejsca i zaczął tam szukać złota.

Efekty poszukiwań przez kilka lat były raczej kiepskie, aż tu pewnego dnia znalazł w jednym miejscu tyle kruszcu, że postanowił go natychmiast dostarczyć do banku i spieniężyć.

Problem jednakowoż jest taki, że najbliższy bank mieści się ponad pół tysiąca kilometrów dalej i żeby tam dotrzeć (konno, bo gość nie ma żadnego pojazdu) trzeba się po drodze jakoś przemknąć niezauważalnie obok niezliczonych oddziałów III Rzeszy pustoszących Finlandię i nie pozostawiających kamienia na kamieniu. Wszędzie tylko spalona do gołej skały ziemia i niezliczone szubienice.

Problemem III Rzeszy natomiast jest to, że nasz pan starszy - zanim go wypieprzyli "na emeryturę" za złe zachowanie - zarabiał na życie jako dowódca grupy komandosów. Bardzo niesubordynowany, okrutny, bezwzględny i morderczo skuteczny. Mistrz przetrwania w każdych warunkach. Klasyczny główny bohater kina typu "zabili go i uciekł".

Dalszego ciągu można się domyśleć...

Film może się trochę kojarzyć z recenzowanymi tu jakiś czas temu "Nobody" czy "Polar", a jakby sięgnąć głębiej, to może też odrobinę z "Inglourious Basterds" Tarantino - tylko że na większą skalę i z dużo bardziej nieprawdopodobnymi scenariuszami przetrwania. Zasadniczo pulpa do jednorazowego obejrzenia, ale mimo to całkiem smakowita. Na plus - ostateczny los przymusowych prostytutek z "wesołego autobusu". Na minus - scena z samolotem (moim zdaniem deczko przegięli, naprawdę). No i coś, czego nie zauważyłem dopóki nie poczytałem o filmie na Wikipedii, a mianowicie częstotliwość, z jaką główny bohater się odzywa.

Jeżeli zatem, Czytelniku, lubisz bardzo, bardzo brutalne i krwawe kino, w którym jeden Dobry Górnik uzbrojony (przynajmniej na początku) wyłącznie w kilof i konia spuszcza absolutny, totalny i nieodwracalny łomot całej bandzie Złych Niemców, a także jeżeli nie przeszkadzają Ci kompletnie z dupy wyjęte sposoby na przetrwanie, gwarantuję, że "Sisu" obejrzysz z najczystszą przyjemnością 🙂

Moja prywatna ocena... Hmmm

Realizacja graficzna i dźwiękowa: 10/10

Pomysł na fabułę: 4/10

Satysfakcja z kilometrów wyprutych bandziorom flaków: bezcenna.

https://xpil.eu/7lc

5 komentarzy

    1. No wiem, nawet się “jeździ” konno, choć dalibóg dałbym sobie obciąć to i owo, że konno się nie jeździ tylko chodzi. Ewentualnie biega 🙂

Leave a Comment

Komentarze mile widziane.

Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]

Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.