Jakiś czas temu pisałem o Žambochowym Koniaszu (tutaj i tutaj), który mi nie podszedł, pomimo pewnego podobieństwa do uwielbianego przeze mnie Wiedźmina. Zapowiedziałem wówczas również, że być może spróbuję jeszcze Žambocha, ale na pewno nie będą to serie koniaszowe.
No i już kilka miesięcy później dziwnym trafem wpadła w me ręce kolejna dylogia Žambocha, tym razem "Wylęgarnia". Stało się to za sprawą mej nieocenionej Q-z-Ynki, która pomieszkuje sobie u nas przez większość tegorocznych wakacji w ramach odchamiania się od polskiej rzeczywistości tudzież szlifowania swej angielszczyzny (zdaje się, że chciałaby kiedyś studiować coś w okolicach filololologii angielskiej, nieszczęsna, nie bardzo rozumiem więc dlaczego akurat Irlandia a nie na ten przykład UK, gdzie mówią o wiele poprawniejszym angielskim, ale nie mnie to oceniać). Przypuszczam, że pomysł sprezentowania mi Žambocha (w sensie książki, nie pisarza) wykluł się w jej głowie po lekturze tamtych wpisów o Koniaszu.
Tak czy siak, czytam sobie teraz tę "Wylęgarnię", pochłonąłem już połowę pierwszego tomu i jak na razie jest o niebo lepiej niż przy Koniaszu. A więc, fajna, szybka akcja, osadzona we współczesnej Pradze (nie znam Pragi i nie darzę Czechów żadnym szczególnym uczuciem, ale fajnie od czasu do czasu natrafiać na zabawne czeskie nazwy ulic, imiona i tak dalej), trochę mi się na razie kojarzy z "Kuzynkami" Pilipiuka, gdzie również był motyw walki "dobrych" ze "złymi" we współczesnym europejskim mieście.
Nie będę zdradzał szczegółów fabuły, powiem tylko, że pisarz przed rozpoczęciem pisania (a może już w trakcie?) zrobił naprawdę solidny research w zakresie fizjologii ludzkiego organizmu, fizyki cząstek elementarnych, motoryzacji, socjologii oraz kilku innych wysoce wyspecjalizowanych dziedzin nauki, dzięki czemu czyta się naprawdę świetnie. Opis ręki wyrwanej ze stawu barkowego bardzo wiernie odpowiada temu, co faktycznie mogłoby stać się z ręką wyrwaną ze stawu barkowego. Znajomość precyzyjnych wartości sił wiązań kowalencyjnych czy też konstrukcji rozmaitych elementów broni palnej (wraz z amunicją) uwiarygodniają lekturę i budują solidne zaufanie między czytelnikiem a kartami książki.
Powieść należy do gatunku będącego mieszanką dynamicznej, współczesnej powieści kryminalnej z domieszkami fantastyki naukowej - na tyle niedużymi, żeby nie zniechęcić czytelników nie przepadających za SF, na tyle jednak intrygującymi, że niemal nie sposób się od książki oderwać.
Na razie nic więcej o książce nie napiszę - jednak jak tylko skończę, podzielę się opinią. Mam cichą nadzieję, że sytuacja z Koniaszem (najpierw mi się bardzo podobał, a potem okazało się, że po dobrym początku zrobiło się nudno) się nie powtórzy.
Jeśli zaś chodzi o gorsze wiadomości z niwy pisarskiej, Valdi podesłał mi niedawno informację o tym, że mój ulubiony Sir Terence David John Pratchett był ostatnio w Dublinie i można było się z nim na żywo spotkać. Ponieważ gość jest już dość leciwy i w dodatku ciężko chory, druga taka okazja może się nie powtórzyć. Niestety, o wizycie Wieszcza dowiedziałem się poniewczasie. Szkoda.
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.