Polak zawsze znajdzie powód do narzekań. Jak pogoda ładna, trzeba marudzić, że za ciepło. Jak polska drużyna zremisuje z (teoretycznie) lepszymi od siebie, narzeka się na pseudokibiców. Jak się wygra bańkę w lotototo, narzeka się, że nie dwie bańki. I tak dalej.
Ja dziś ponarzekam na jeden z irlandzkich banków. Nie wymienię go z nazwy, aby nie być posądzonym o zniesławienie, poza tym skrót nazwy za bardzo kojarzy się z peerelowskim aparatem bezpieczeństwa. Konto założyłem tam pod koniec zeszłego roku, głównie po to, żeby przy staraniu się o kredyt mieszkaniowy dostać lepsze odsetki. Kredytu póki co jeszcze nie ma (to osobna historia, która powinna się zakończyć w ciągu najbliższych paru miesięcy - i z pewnością będzie temat na osobnego posta albo i dwa), ale konto w owym banku jest.
Używam go wyłącznie w celach oszczędnościowych. A więc raz na jakiś czas (na ogół raz dziennie) przelewam tam sobie końcówkę drobnych, żeby na koncie głównym (w swoim banku "domowym") mieć zawsze okrągłą, podzielną przez 10 kwotę. Mam więc tam po 20-25 transakcji miesięcznie, każda po kilka - kilkanaście Jerzych.
Dzisiaj zachciało mi się uzyskać od nich zestawienie wszystkich transakcji z tego konta, z podpisem i pieczątką.
Zacząłem od zalogowania się przez www i próby zamówienia wyciągu. Niestety, okazało się, że mogę zamawiać wyciągi obejmujące okres nie dłuższy niż trzy miesiące, w dodatku jeżeli chcę to zrobić więcej niż dwa razy do roku, muszę dodatkowo zapłacić. A więc, żeby dostać roczne wyciągi, musiałbym złożyć cztery zamówienia, z czego dwa płatne.
Jako osobnik skąpy i leniwy skorzystałem z opcji "Czat z pracownikiem banku" i minutę później czatowałem już w najlepsze z niejakim Markiem. Mark ów doradził mi pójście do oddziału banku bądź też skorzystanie z bankowości przez telefon. Uprzedził mnie też, że będę musiał za te wyciągi zapłacić pięć funtów. Był dość zaskoczony moim pytaniem czy funty mam sobie kupić w kantorze, czy też będą pobrane z mojego konta po bieżącym kursie wymiany - okazało się, że brał mnie za klienta z UK. W Irlandii, okazuje się, wyciągi kosztują po 5 Jerzych za sztukę.
Do banku mam dalej niż do telefonu, więc - podziękowawszy Markowi - zadzwoniłem na numer bankowości telefonicznej i po wpisaniu zyliona kodów autoryzujących oraz udowodnieniu, że nie jestem oszustem próbującym naciągnąć bank na grube miliony, dobiłem się wreszcie do żywego człowieka. Człowiek ów uświadomił mnie, że owszem, wyciągi mogę u niego zamówić, ale po pierwsze zapłacę za nie siedem Jerzych, a po drugie muszę najpierw uaktualnić swój adres korespondencyjny, ponieważ bank anulował mój ostatni znany adres po nieudanej próbie wysłania mi jakiejś przesyłki.
Hm, pomyślałem sobie, nie dość że przez telefon drożej (siedem Jerzych zamiast pięciu), to jeszcze nie mają mojego adresu.
W porze obiadowej udałem się więc do lokalnego oddziału, w którym poprosiłem panią w okienku o zaktualizowanie mojego adresu do korespondencji. Była nieco zdziwiona słysząc, że adres jest nieaktualny pomimo tego, że mieszkam tam dłużej niż wynosi wiek mojego konta, ale końcem końców udało się.
Następnie poprosiłem panią o wyciągi. Ona mi na to, że musi to zamawiać przez centralę, i że potrwa to do tygodnia. Pytam ją, na jaki adres wyciągi zostaną przesłane, a ona mi na to, że na mój domowy, jak się już zaktualizuje w systemie, co ma z kolei potrwać do pięciu dni. Aha, i że zapłacę za tę przyjemność sześć Jerzych.
Hm, pięć dni na zaktualizowanie jednego adresu? Fajny system, myśle sobie, i kalkuluję: 5 dni na adres plus 7 dni na wyciąg plus ze dwa weekendy po drodze... Co najmniej 16 dni na całość. Jak dobrze żyć w dobie szybkich komputerów i internetu.
Spytałem panią, czy nie dałoby się jakoś przyspieszyć wysyłki tych wyciągów. Okazało się, że owszem jak najbardziej, można je wysłać do oddziału banku, gdzie następnie mogę je osobiście odebrać.
Podpis, data, dziękuję, miłego dnia, do widzenia.
Podsumowując:
1. Bank nie ma pojęcia ile kosztuje usługa wydrukowania & przesłania wyciągów klientowi. Dostałem trzy różne kwoty (w dwóch różnych walutach!) od trzech różnych pracowników banku. Przypuszczam, że faktyczna cena usługi będzie inna od każdej z tych trzech kwot.
2. W moim "domowym" banku wyciągi drukuje się na miejscu "od ręki", ewentualnie można przynieść wydrukowane własnoręcznie i poprosić o opieczętowanie ich. I nie ma limitów czasowych, mogę sobie wydrukować wyciągi za ostatnich 20 lat paroma kliknięciami. Za darmo.
3. Nikt mnie nie poinformował, że mój adres korespondencyjny się unieważnił. Mam przecież jeszcze telefon, adres mailowy oraz loguję się tam od czasu do czasu online. Jest więc wiele sposobów na skontaktowanie się ze mną w sprawie niedziałającego adresu, ale po co?
Konkluzja:
(ksiądz)
Od koślawych banków...
(tłum wiernych)
...uchowaj nas, Panie.
Amen.
Na zakończenie coś optymistycznego. Tekst podesłany przez znajomego, świeżo upieczonego motocyklistę:
Motor-unicycles never really took off due to their unfortunate inability to pop a wheelie.
hahaha, jesteśmy w tym samym banku. Przechodziłam przez to wszystko kilka razy. Wczoraj też właśnie z tych samych powodów co Ty prosiłam o wyciąg a że prosiłam drugi raz w tym roku to pani mi pwoiedziała, że zapłacę 5 euro za każdą stronę wyciągu. Tak… i mam czekać do 7 dni roboczych. O wielu moich przygodach zrobienia różnych przelewów, opłat stałych i innych "skomplikowanych" procesach nawet nie wspomnę. Do tego system totalnie nie zintegrowany mają – część rzeczy można załatwić tylko w centrali, część w lokalnym oddziale,część przez telefon. A bankowość internetowa to bardzo jest podstawowa (ale nie tylko tego banku bo mam tez taki drugi tu najpopularniejszy). Nie można nawet właśnie durnego adresu zmienić sobie samemu online. A mam porównanie do kilku polskich banków z bankowością internetową – tamto to była przyejemność i wszystko można było zrobić nie mówiąc że polski system zabezpieczeń i potwierdzeń operacji wydawał mi się o wiele bardziej rozwinięty. A i jeszcze jedno – my dla celów oszczędnościowych próbujemy jeszcze inny bank, najbrdziej polecany przez tambylców do tych celów. Jak chcesz wiedzieć jaki to daj znać, ja wcześniej o nim nie słyszałam więc możesz też się nie domyślić bez podpowiedzi czy kryptoreklamy..
PS. To mój najdłuższy w życiu komentarz, mam nadzieję że nie będzie dłuższy niż Twój post.
Mi powiedziała, że zapłacę pięć Jerzych za pierwszą stronę, dwa i pół Jerzego za drugą, a pozostałe strony będą gratis. Czyli tak naprawdę siedem i pół Jerzego za całość. Zobaczymy jak to w praniu wyjdzie.
widzisz, a ze mnie chciala zedrzec 5 za strone! 🙂
Może oni muszą skasować klienta na co najmniej 5 Jerzych, a jak im się uda więcej to górka idzie w bonus? To by wyjaśniało tyle rozmaitych wersji cenowych :>
Jeszcze nie kupowałem domu więc starczało mi do tej pory drukowanie wyciągów ze strony (ten sam bank). Pamiętam jaki bylem mile zaskoczony kiedy otwierałem konto ponad 5 lat temu, że za mnie wszystkie papiery wypisują. Potem się okazało, że bank ma przerwę na lancz codziennie pd 12 do 14 czyli tak jak ja. Teraz chyba już ukrócili to obżarstwo bo oddziały są otwarte bez przerwy. Ale jak zmieniałem adres to okazało się że oni muszą wysłać formularz do Droghedy bo tam otwierałem konto i do tamtego oddziału jestem już przywiązany jak pies do budy forever. Potem otworzyłem konto firmowe w tym samym banku i chociaż widzę je oba na monitorze obok siebie to zmiany na firmowym pojawiają się 2-3 później. Długo by tak można wymieniać.
Z tym marudzeniem to jest zwykła kolejna medialna manipulacja. Niby każdy powinien się cieszyć ze wszystkiego co nam system zafunduje, bo inaczej to jest maruda i malkontent? Wróg socjalistycznego państwa?
Wytykanie błędów nie jest marudzeniem, ale dziwię się, po co macie konta w takim kiepskim banku 🙂
Konto założyliśmy z przyczyn wyjaśnionych w akapicie numer dwa. A nie skasowaliśmy go jeszcze, bo mamy na nim dobry tzw. "saving record", który może (ale nie musi) pomóc w uzyskaniu kredytu mieszkaniowego.
A co do "brakującego" adresu, tego samego dnia, kiedy byłem w oddziale banku uzupełnić swoje dane o ten nieszczęsny adres, dostaliśmy z tego samego banku pismo (zupełnie niezwiązane z głównym tematem tego wpisu). Pismo przyszło na nasz adres korespondencyjny (ten "brakujący"). Normalnie poczułem się trochę jak uczestnik tej sceny: http://scenki.blogspot.co.uk/2010/08/podatnik-mec…
a jaki według Ciebie lepszy byś polecił?
a mnie banki wkurzyły tym, że wprowadziły opłaty za wszystko. Niby to tylko 20centów za transakcję ale tych transakcji dziennie jest kilka (przelewy, płatności kartą,zlecenia stałe). I trzeba będzie chyba innego banku poszukać.
Bank, o którym mówisz, wprowadził te opłaty żeby ludzie utrzymywali w miarę wysokie salda na kontach. Opłata znika jeżeli masz saldo powyżej (bodajże) dwóch i pół tysiąca Jerzych.
Prywatnie uważam to za bardzo sprytne posunięcie biznesowe. Najpierw tworzy się przymus posiadania konta bankowego, a potem się za ten przymus inkasuje mamonę od przymuszanego. Coś jakby "Kula u nogi jest obowiązkowa, dzienny koszt wynajęcia kuli to dwadzieścia centów" 😉 Nic tylko zakładać własny bank…
Ach, i jeszcze drobna korekta, obrazująca zwolnienie z opłaty przy odpowiednio wysokim saldzie: "Promocja! Kule powyżej dwudziestu pięciu kilogramów gratis!".