Jak się już coś sypie, to na ogół hurtowo.
Stwierdzenie powyższe nie ma co prawda uzasadnienia naukowego, jednak często bywa tak, że duże kłopoty łączą się w łańcuszki, ku utrapieniu niczego nie pojmującej ofiary.
Dziś rano wróciliśmy z Polski, gdzie przez ostatnich pięć dni wspieraliśmy rodzinę z południa (okolice Lublina) w związku z pogrzebem. Nawiasem mówiąc w tym roku byłem w Polsce już dwa razy, za każdym razem trzeba było kogoś pochować. A to dopiero połowa października (odpukać!).
Pogrzeb sam w sobie to smutna sprawa i nie będę się na ten temat rozpisywał. Wróciliśmy jednak wreszcie do naszej dublińskiej codzienności. Dziś przyszły kolejne (już mocno "zgórkowe") papiery do podpisania w sprawie kredytu mieszkaniowego (tak, wiem, obiecałem napisać więcej jak się sprawa skończy; już się witamy z gąską, więc lada dzień proszę się spodziewać dłuższego wpisu na temat rent-to-buy), podpisałem formularz direct debit żeby mi bank mógł ściągać miesięczną ratę z konta, po czym zalogowałem się do bankowości online żeby anulować automatyczne polecenie przelewu stanowiące dotychczas człon "rent" w "rent-to-buy".
Loguję się, anuluję co trzeba, już się prawie miałem wylogować, ale cóś mię tkło. Trochę mi się saldo nie zgadza.
Zerkam w ostatnie transakcje - i proszę bardzo, jest jedna, na prawie dwa tysiące Jerzych, płatność kartą Laser.
Myślę sobie tak: stary już się zaczynam pomału robić i nie jestem w stanie spamiętać wszystkich swoich transakcji. Ale, kurdę, raczej bym skojarzył niedawne zakupy na prawie dwa koła. W dodatku data transakcji jest przedwczorajsza, a ja w tym czasie byłem w Kaczystanie i kartę płatniczą miałem przez cały czas przy dupie.
Dzwonię więc do mojego macierzystego oddziału i próbuję dojść cóż to za transakcja jest. Pani mi mówi, że owszem, coś kupiłem w Dublinie dwa dni temu. Ja się na to pytam jakim cudem, skoro dziś rano wróciłem z pięciodniowego pobytu za granicą, gdzie posługiwałem się wyłącznie gotówką. Pani na to, że widocznie ktoś mi sklonował kartę...
Zgodnie z poradą zablokowałem kartę i poprosiłem o wydanie drugiej (póki co jestem więc na łasce swojej Małży, chyba że jej kartę też już sklonowali), a także udałem się do najbliższego oddziału (na szczęście jeszcze było otwarte), wypełniłem formularz, wysłuchałem od pana w obsłudze klienta, że w ciągu mniej więcej tygodnia powinienem dostać kasę z powrotem, have a nice day, bye.
Najbardziej w tym wszystkim niepokoi mnie tendencja. Najpierw ukradli mi "na mieście" telefon za parę stów, potem włamali się do domu i zakosili laptopa za paręnaście stów, teraz już włam za prawie dwadzieścia stów (miejmy nadzieję, że skończy się bezboleśnie). Co dalej, auto mi ukradną? Nerkę wytną i sprzedadzą na czarnym rynku?
Strach się bać.
Jeśli brak nerki zauważysz, zanim sprawa będzie z urzędu przedawniona, to będziesz mógł domagać się jej zwrotu.
Bądź na bieżąco z prawem, wszystkie jego zmiany znaj, czyli bycie informatykiem to pikuś w porównaniu z byciem prawnikiem lub praworządnym obywatelem tego burdelu 🙂
eee, mój szef miał przyjemniej. Za jego kartę ktoś sobie kupił weekend w hotelu gdzieś w Galway i lot gdzieś tam. Potem ten ktoś dziwił się jak szybko go policja namierzyła. 🙂