Skończywszy trylogię Larssona zrobiłem sobie dwa dni odsapki a następnie zarzuciłem wędkę w przepastne głębiny mojej niezawodnej biblioteczki (zarybionej niedawno świeżą ikrą z hodowli Merlin.pl) i po chwili gmerania wydłubałem pierwszy tom "Wilka Samotnika", dwutomowej opowieści o Koniaszu autorstwa Miroslava Žambocha.
Czemu akurat Žamboch? Ano, recenzowałem swego czasu "Bicz Boży" Piekary i jeden z moich wszystkich dwóch Czytelników zasugerował mi wtedy Koniasza. Postanowiłem więc pójść za tym głosem i tak oto jestem po lekturze pierwszych kilkunastu stron pierwszego tomu.
Póki co jest fajnie. Nie zamierzam oczywiście recenzować książki po przeczytaniu zaledwie początku, ale już teraz mogę stwierdzić, że mi się podoba. Podobieństwo głównej postaci do Geralta z Rivii jest być może niezamierzone, ale uderzające. A więc, samotnik, wojownik, dziwny i tajemniczy, i od razu wiadomo, że niepokonany, skoro przeżył dwie poprzednie serie książek ("Wilk Samotnik" to już trzecia seria z tym bohaterem).
Od samego początku jest też odrobina magii, sporo niczym nie uzasadznionej przemocy i rzezi, a także "staropolskie" klimaty tudzież szczypta humoru. Czyli wszystko czego potrzeba książce, żeby wychynąć z oceanu przeciętności i szmiry.
Napiszę więcej po lekturze pierwszego tomu - już zaczynam się rozglądać za resztą serii.
Ma ktoś na podorędziu? Chętnie odkupię.
Z Žambocha imho najlepszy jest Sierżant. Reszta [ale nie znam całości] jest na jedno kopyto.
Przeczytałem większość pierwszego tomu i faktycznie, jest na jedno kopyto. Podobieństwo do Wiedźmina gdzieś się po drodze rozmyło, za mało akcji, bardzo liniowa fabuła. Chyba nie zostanę fanem – ale dam mu jeszcze szansę, spróbuję upolować coś z niekoniaszowej serii. Poczytamy, zobaczymy.