Wśród moich niezliczonych zalet brakuje - niestety - umiejętności kuchennych. Najbardziej zaawansowane triki kucharskie, jakie udało mi się w życiu osiągnąć, to włączanie zmywarki i zagotowanie wody.
Dziś jednak wspiąłem się na wyżyny swoich możliwości i przyrządziłem - całkiem samodzielnie - obiad.
Moja lepsza połowa z lekkim przerażeniem (ale też i zainteresowaniem) obserwowała jak się krzątam po kuchni, bo widok to jest nieczęsty.
Udało mi się przyrządzić - po raz pierwszy w życiu bez niczyjej pomocy - spaghetti bolognese. Cieszę się z tego jak głupi, bo nieczęsto udaje mi się dokonać czegoś jadalnego. Pomijając kanapki tudzież jajecznicę, które są na wyposażeniu każdego chyba faceta...
Przepisu nie będę podawał, bo i po co. Wszędzie tego pełno na Google.
Trwało to dobrą godzinę - trwałoby jakieś 10 minut krócej, gdybym pod koniec postawił garnek z duszącym się w nim sosem, na włączonym palniku. A że postawiłem na zimnym to się nie chciało draństwo dusić.
Niemniej jednak mission accomplished - mogę sobie teraz wpiąć odznakę Zasłużony Dla Kuchni. Spaghetti zostało pożarte - całe szczęście, że wyszło mi za dużo, bo wszyscy brali dokładkę.
Jupi...
Czy o wypiekach tez bedzie? :)))
Jeżeli zacznę kiedykolwiek robić wypieki to będzie na pewno, w porannej prasie, w dziale "katastrofy".