Alfred Bester napisał tę powieść w 1956 roku. 65 lat temu. Szmat czasu.
We wstępie Autor wprowadza nas w świat przyszłości. Ludzie osiedlili się w różnych miejscach Układu Słonecznego. W gwiazdy jeszcze nie wylecieliśmy. Ale - najważniejsze - odkryliśmy tajemniczą umiejętność ludzkiego mózgu pozwalającą się teleportować! Są tylko dwa ograniczenia: po pierwsze, można teleportować się wyłącznie w miejsce, które się już bardzo dobrze zna, w którym się już kiedyś było. Po drugie zaś - nie da się teleportować przez przestrzeń miedzyplanetarną.
Potem mamy rozdział pierwszy, w którym Gully Foyle właśnie umiera. Umiera już od stu siedemdziesięciu dni. Jego pojazd kosmiczy jest rozpieprzony w trzy dupy. Reszta załogi - martwa. Sam ocalał cudem, bo akurat przebywał w szczelnym pomieszczeniu skąd można było dostać się do skafandra próżniowego. Zaczyna kombinować. Udaje mu się znaleźć zasobniki z tlenem. Jakieś resztki porcji żywnościowych. Wodę. Dryfuje tak po orbicie okołosłonecznej gdzieś między Marsem a pasem satelitów. Ma halucynacje. Wreszcie - po prawie pół roku zawieszenia - ocalenie! Bliźniaczy pojazd kosmiczny, rakieta o dźwięcznej nazwie "Vorga" mija go w odległości pozwalającej zauważyć sygnały awaryjne. Niestety, z jakiegoś niepojętego powodu - oraz wbrew wszelkim zasadom żeglugi międzyplanetarnej - "Vorga" ignoruje wołanie o pomoc i znika w bezmiarach Kosmosu.
To jest chwila odpowiadająca mniej więcej scenie, w której głównemu bohaterowi kina akcji zabijają całą rodzinę, a on doznaje nagłej transformacji z łagodnego jak świnka morska kawia ex-marines w maszynę do zabijania. Gully Foyle postanawia obudzić się z letargu, uratować się z tej ekstremalnie ekskrementalnej sytuacji, wrócić na Ziemię i znaleźć dowódcę "Vorgi", a następnie spuścić mu takie manto, że hej.
Dalej nie będę opowiadał bo szkoda psuć niespodziankę. Powiem tylko tyle, że oprócz podróży międzyplanetarnych w książce pojawiają się różne inne wynalazki. Niektóre naiwnie przestarzałe z naszej perspektywy, niektóre całkiem zacne (jak na przykład generatory antygrawitacji). Jak się przymknie oko na tę myszkę, którą trochę trąci część technologiczna opowieści...
... oraz drugie oko na to, którzy giganci technoloczni przetrwali na topie do 25 wieku (taka Skoda na przykład...) - to się okaże, że skończyły nam się oczy na czytanie całej reszty 🙂
Odmrużamy więc oba oka i patrzamy na fabułę. A ta jest całkiem skomplikowana i sporo w niej nieoczekiwanych zwrotów, niespodzianek oraz scen mrożących krew w żyłach. Mamy wielu narratorów, więc "wirtualna kamera" skacze z miejsca w miejsce przydając lekturze dynamizmu. Mamy wątek romantyczny, humorystyczny, filozoficzny i co tam jeszcze.
Gdyby nie zakończenie, z miłą chęcią wystawiłbym książce solidne 9.5 / 10. Niestety, Autor moim zdaniem nieco tę końcówkę przesłodził. Napompował ją idealistycznymi hasłami, oraz... No nie, nie będę zdradzał, bo może komuś się jednak spodoba. Mi się nie spodobało.
Książce daję prywatnie 8/10. Całkiem fajne czytadło.
Książkę po polsku można kupić na przykład tutaj.
Czytałem to bardzo dawno temu w Fantastyce. Bardzo mi się podobała ta powieść.
Dzięki za recenzję. Brzmi interesująco, tymczasem tytuł i rok (OK, to potrafi mylić, czego mamy przykład) sugerują jakieś ckliwe/pompatyczne SF. Dopisuję do listy książek do przeczytania.
Końcówka faktycznie ssie. W zasadzie te kilkanaście stron czytałem dłużej niż resztę książki.