Seria "Przestrzeń objawienia" Alastaira Reynoldsa zrobiła na mnie wielkie wrażenie, ale tylko na samym początku. Drugi tom okazał się już na tyle przegadany, że do trzeciego w ogóle nie dotarłem. I gdzieś tam w tyle głowy zaptaszkowałem sobie, że: Reynolds => daje radę, ale bez szału, siedem na dziesięć.
"Pushing Ice", powieść z 2005 roku, całkiem zmienia ten stan rzeczy. Jest bardzo, bardzo dobra. Po niedawnej porażce związanej z dziewięcioma lisami byłem nieco zniechęcony do odkrywania kolejnych pozycji SF i nie bardzo wiedziałem jak z tego stanu mentalnego wyjść. I wtedy, cały na biało, przychodzi do mnie (zdalnie, ale jednak) jeden ze stałych czytelników tego blogu, a prywatnie dobry kumpel łamane przez kolega z byłej pracy i pyta się, czy czytałem "Pushing Ice". A że delikwent już mi kiedyś kilka razy podsuwał dobre tytuły, postanowiłem spróbować.
I nie żałuję.
Książka zaczyna się w...
A nie, tak nie mogę, bo od razu wyrzucę asa na blotkę.
Mamy pi x oko przyszłe stulecie, a ludzkość próbuje opanować Układ Słoneczny. Żeby żyć, człowiek potrzebuje wody[citation needed]. Komety często pokryte są warstwą grubego lodu (a czasem wręcz są zeń zrobione w całości), ludzie wymyślili więc, że będą holować te wielkie lodowe bryły tam, gdzie akurat jest największe zapotrzebowanie na wodę.
Janus był w greckiej mitologii bogiem początków, bram, czasu, dualizmu, przejść i zakończeń. Współcześnie natomiast dał nazwę jednemu z satelitów Saturna, który w książce gra główne skrzypce. Pewnego dnia astronomowie zauważają, że Janus jakby nigdy nic schodzi ze swojej orbity, po której turlał się od zarania dziejów i zaczyna oddalać się od Układu Słonecznego. W dodatku sprawia wrażenie, że manewrowanie prawie dwoma trylionami kilogramów w dowolnie wybranym kierunku nie jest wcale trudniejsze od jazdy na hulajnodze. Trzeba więc drania zbadać z bliska.
Okazuje się, że jedyny ludzki pojazd kosmiczny, który ma szansę dogonić Janusa (zakładając, że ów zachowa swoją aktualną prędkość i trajektorię), to specjalizujący się w holowaniu lodu Rockhopper.
Holowanie kojarzy nam się z ciągnięciem, ale ponieważ z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rakiety mają silniki z tyłu a nie z przodu, ludzkość lód tak naprawdę tymi rakietami pcha a nie ciągnie. Stąd też taki a nie inny tytuł książki.
Uczeni z Ziemi proszą załogę Rockhoppera, żeby przerwali swoją aktualną misję kopania lodu na jakiejś zapyziałej kometce i zamiast tego spróbowali dogonić Janusa. Paliwa wystarczy na to, żeby drania dogonić, polatać wokół niego przez 4, 5 dni, porobić zdjęcia, może wysłać jakiś próbnik na powierzchnię, a potem bezpiecznie wrócić do domu.
Załoga, 145 osób najrozmaitszych specjalizacji, po burzliwej debacie oraz negocjacjach dodatkowych premii zgadza się na ten plan i zaczyna się wyścig z czasem.
Czy zdążą? Co znajdą na miejscu?
Naprawdę nie chcę zdradzić więcej szczegółów, bo popsułbym frajdę z lektury tym z Czytelników, którzy książki jeszcze nie znają, a być może zechcą po nią sięgnąć. Powiem tylko tyle, że na pięciuset stronach powieści Reynolds rozwija taką akcję, że spokojnie dałoby się z tego wystrugać ze dwa, trzy sezony serialu w stylu "The Expanse". Powieść ma ogromny rozmach i za każdym razem kiedy Czytelnik sądzi, że to już - okazuje się, że wcale nie.
Moja prywatna ocena: 10/10, bez grama wątpliwości. Gdyby nie Labirynt 2, byłaby to z pewnością najlepsza książka, którą (póki co) przeczytałem w 2023 roku.
Jeżeli chcesz do komentarza wstawić kod, użyj składni:
[code]
tutaj wstaw swój kod
[/code]
Jeżeli zrobisz literówkę lub zmienisz zdanie, możesz edytować komentarz po jego zatwierdzeniu.