Tym razem nie chodzi o pachołków reżimu (pamięta jeszcze ktoś ten skecz z Rewińskim?) tylko o zwykłe, czerwonobiałe plastikowe stożki przydrożne. Tak dziś wiało od rana, że pachołki zamiast - jak pambuk przykazał - grzecznie stać, turlały się radośnie wzdłuż chodników, wzbudzając niepokój stojących w pobliskich korkach kierowców. Taki pachołek to nie pchełka, jak przyp... tego, ten, uderzy w autko, może zrobić małe kuku. Zabić nie zabije, ale wgnieść blachy może.
10 minut później wracałem tą samą drogą, pachołków już nie było. Właściciel pobliskiego zakładu (i najwyraźniej pachołków też) pozbierał je. Tłoczyły się smętnie za płotem, poukładane w równą stertę.
Jakim cudem sam płot jeszcze nie odfrunął, nie mam pojęcia. Dmucha dziś bowiem okrutniście, drzewa przyginają się ku ziemi.
"...wiatr gwiżdże w nieszczelnych futrynach..."
A jeżeli wierzyć jajogłowym meterool... metrolo... metereo... meotere... jajogłowym specom od pogody, od czwartku ma się zrobić mróz. Taki prawdziwy, ujemny. Oj, będzie się działo.
Wiatr i tak późno zaczął szaleć w tym roku, ale żeby zaraz mróz? O żesz, niedobrze. Jak się sprawdzą groźby o wyłączeniu prądu to tu pozamarzamy!
Pewnie nie bardziej niż u mnie, że mi dom nie odleciał całkiem to cud. Pies zygzakami sikał.
Rano pod moim osiedlowym teskiem podniosłem potykacz, który się przewrócił po 10 minutach od postawienia. Nie tylko się przewrócił, wiatr wyrwał z niego te reklamy co dziś tanio można kupić. 10 minut!