Przez ostatnich kilkanaście dni odsłuchiwałem pracowicie audiobooka pt. "FUTU.RE" autorstwa Dmitrya Glukhovskyego.
Dmitry Glukhovsky - odmienia się to? Hm.
Mówią, że jednym ze sposobów na napisanie dobrej opowieści fantastycznej jest "ufantastycznienie" jednego, jedynego elementu w naszym świecie, a następnie próba przewidzenia jak ta zmiana wpłynie na dalszy rozwój społeczeństwa. Tak było na przykład w recenzowanym przeze mnie swego czasu "The Stars My Destination" Bestera, gdzie odkrycie teleportacji sprawiło, że ludzkość rozwinęła się całkiem inaczej niż się faktycznie rozwinęła.
W "FUTU.RE" taką "malutką" zmianą jest odkrycie przez uczonych lekarstwa przeciw starzeniu się. Kilkaset lat temu udało się zatrzymać starzenie - od tamtej pory każdy dostaje specjalny zastrzyk gdzieś między 20 a 30 rokiem życia i po prostu przestaje się starzeć. Nie wiadomo na jak długo - ludzie przestali umierać z przyczyn naturalnych tak dawno, że być może jesteśmy nieśmiertelni.
Oczywiście jeżeli ludzie przestają umierać, a nie przestają się rodzić to natychmiast pojawia się problem przeludnienia. Na Ziemi żyje obecnie około biliona (naszego, polskiego, nie angielskiego) ludzi, z czego w samej Europie około 120 miliardów. Ludzie są owszem, nieśmiertelni, ale Ziemia z trudem może wykarmić taką masę, w związku z czym warunki bytowe są, oględnie mówiąc, nie najlepsze.
Jak się nietrudno domyśleć, skoro przeludnienie jest naszym największym problemem, to najsroższym przewinieniem jest posiadanie nielegalnego potomstwa. Główny bohater i jedyny narrator pracuje dla swego rodzaju policji ścigającej nielegalne ciąże i urodzenia.
Tak się książka zaczyna. Co jest dalej - nie zamierzam opowiadać. Wątków i postaci jest całkiem sporo, dzieje się mnóstwo. Jest też siłą rzeczy trochę polityki i odrobina religii, na szczęście nie na tyle, żeby mnie od książki odrzuciło.
Jest też sporo filozofii, trochę historii, trochę psychologii, trochę pościgów, mordobić i strzelanin - ogólnie dzieje się, cały czas. Momentami miałem wrażenie, że - podobnie jak u Ziemiańskiego - to nie Dmitry pisze powieść, ale powieść "sama" się pisze rękami Autora - postaci czasem wydają się żyć własnym życiem. Jednak wszystkie wątki grzecznie się zbiegają tam, gdzie powinny i wszystko jest całkiem przemyślnie dopasowane. Smaczku dodają też retrospekcje; są tu tak naprawdę dwie opowieści - jedna "teraz" i druga z czasów późnego dzieciństwa - wczesnej młodości narratora; obydwie ściśle ze sobą powiązane oraz odkrywające przed nami akurat tyle, żeby trzymać odpowiednio wysoki poziom napięcia.
Końcówka jest... lepsza niż oczekiwałem, a także kompletnie inna, niż się spodziewałem.
Gdyby nie tu i ówdzie nieco przydługie monologi wewnętrzne głównego bohatera, dałbym powieści 10/10, a tak daję 9.5/10. Zdecydowanie warto.
Nie zamierzałam przeczytać tej powieści, bo generalnie za powieściami nie przepadam, no chyba, że fantasty bądź sf z wyjąteczkami, teraz planuję się zabrać za coś Tokarczuk. Zobaczymy jak z realizacją… Kuszą mnie Filary Ziemi, w udźwiękowieniu Audioteki. Szukam czegoś podobnego do Wiedźmina (sagi). Może to i tendencyjne, świadczące o niewyszukanym guście czytelniczym. Silne postaci kobiece, które nie są tendencyjne, w sensie motywu bohaterki, że niby dziewczyna znikąd i blablabla…
Swoją drogą, czytałam gdzieś, że śmierć jest wynalazkiem ewolucyjnym.