Jestem człowiekiem raczej mało światowym, zwłaszcza jeśli chodzi o "egzotyczne" owoce. O pomelo dowiedziałem się dość późno (i całkiem przypadkiem), fig i daktyli też po raz pierwszy spróbowałem po czterdziestce. Za gówniarza szczytem egzotyki były dla mnie banany, po które ciotka jechała Maluchem ileś-tam-set kilometrów aż na Węgry, w związku z czym jak już trochę podrosłem i miałem pierwsze własne pieniądze, wydałem je od razu na pierdylion bananów, co ma się rozumieć odchorowałem srodze i do dziś mam do nich ambiwalentne podejście, o czym to ja miałem...
Aha, właśnie. Kumkwat.
"Kumkwat" to jedno ze słówe, które Sheldon Cooper próbował wysondować pod kątem śmiechowości, dokładnie w tej scenie. Muszę przyznać, że brzmi całkiem zabawnie, a że "The Big Bang Theory" oglądałem prawie tyle razy co "Friends", scena ta zapadła mi w pamięć dość mocno. Dlatego też kiedy kilka dni temu - polując, o ironio, na pomelo - natrafiłem w okolicznym markecie na opakowanie kumkwatów, musiałem, po prostu musiałem zaryzykować.
Kumkwat ma kształt jajka, jest koloru pomarańczy i wielkości winogrona.
Wygląda, o, tak:
Obrócony pod kątem wygląda natomiast tak:
Dla skali zrobiłem mu też fotkę z widelcem:
Jak widać kumkwat jest malutki - w kupionej przeze mnie paczce było ich chyba ze dwadzieścia, a może i więcej.
Żeby się w kumkwata wgryźć, trzeba go najpierw obrać ze skórki, co przy tak małym owocku jest nieco kłopotliwe. Po paru eksperymentach wyszło mi na to, że najprościej jest odgryźć kawałek skórki na czubku a potem resztę podważyć paznokciem i oderwać - aczkolwiek skórka jest przytwierdzona dużo solidniej niż w innych znanych mi owocach cytrusowych, więc człowiek się trochę ufafluni sokiem zanim nabierze wprawy.
Smak, pytacie?
Kumkwat smakuje jak krzyżówka pomarańczy z cytryną. Jest więc kwaśny - ale nie tak, żeby nam zaraz skóra cierpła (kto kiedykolwiek zjadł połówkę cytryny na raz ten wie). Jest soczysty i lekko słodkawy. Konsystencja miąższu całkiem jak w pomarańczy. Jeśli chodzi o pestki, to wszystkie egzemplarze, które zjadłem, miały jedną pestkę w samym środku. Jest ona miękka i nawet nie próbowałem kombinować - po prostu ją zeżarłem.
Tak więc od teraz jestem bogatszy o jedno nowe doświadczenie kulinarne. Potrafię też od dziś prawidłowo powiązać nazwę "kumkwat" z jej desygnatem - dotychczas sądziłem, że to jest jakieś zwierzątko (serio!).
Tak że tak.
Uwielbiam banany, mogłabym się nimi cały dzień odżywiać. I często mi się to przytrafia, gdy nie chce mi się stać przy kuchni, bo gotowanie tylko dla siebie mało zabawne jest. Gdy tu zacumowałam w 2017r zamarłam z zachwytu w spożywczaku- banany tańsze od jabłek a wachlarz dostępnych owoców nieco mi oddech przytkał. Co prawda w kraju nad Wisłą już była niezła podaż w dużych marketach, ale nie w każdym „zwykłym” warszawskim spożywczaku. Kumkwat, ten gość z Chin jest bombą witaminową zawierającą wit. C i dobry do jedzenia właśnie w okresie zimowym, podobnie jak owoc liczi. A daktyle (ostatnio wyraźnie zdrożały) najlepsze są świeże, rodem z Izraela.
Jedz kumkwaty ze skórką. Są dużo smaczniejsze. Skórka jest słodka i nadaje im niepowtarzalny smak.
Już do tego doszedłem, ale dopiero po publikacji tego wpisu 🙂