Z GDPR (po polskiemu: RODO) jest trochę jak ze sraczką. Trzeba bardzo uważać, żeby nie wyciekło.
Czasem rykoszetem obrywa bogu ducha winien klient.
Weźmy na ten przykład mój przykład. Chociażem jeszcze nie ze wszystkim stary, to jednak klepsydra nie ustaje i pomalutku wkraczam w ten wiek, kiedy więcej moczu idzie na analizy niż do pisuaru. Oddaję więc od czasu do czasu krew do badań; trzeba sprawdzać czy różne parametry mieszczą się w granicach i tak dalej. Wiadomo.
Pomimo niedawnej przeprowadzki na wiochę w dalszym ciągu korzystam z usług poprzedniego GP (General Practitioner, czyli po naszemu Lekarz Ogólny zwany też czasem Lekarzem Pierwszego Kontaktu), ponieważ nas zlokalny lekarz zamyka biznes dużo wcześniej, więc jak już do niego przyjadę, mogę co najwyżej pocałować klamkę, a cholera wie kto ją wcześniej macał. Ponadto lekarz w Dublinie ma otwarte w soboty (a jak się ładnie uśmiechnę, to i w niedzielę specjalnie dla mnie otworzy na chwilę), a ten tutaj tylko w dni robocze. Wreszcie dubliński lekarz po starej znajomości kasuje mnie tylko połowę stawki, co zawsze jest miłym akcentem.
Jeżeli więc mam potrzebę oddania krwi do analizy, jadę wcześnie rano do Dublina, do mojego "starego" GP, który pobiera krew (nawiasem mówiąc robi to ze sto razy lepiej od kobitek w stacji krwiodawstwa, co jest o tyle dziwne, że one nakłuwają dziennie po kilkanaście, a czasem i kilkadziesiąt osób) i wysyła ją do labu, a pod wieczór tego samego dnia dostaję e-mail z wynikami.
Z tym, że tak to działało do niedawna. Teraz bowiem mój sympatyczny dubliński dochtór wypiął się na mnie czterema literami mówiąc, że z okazji GPDR ma absolutny zakaz wysyłania wyników jakichkolwiek badań drogą elektroniczną. Trzeba przyjść osobiście i odebrać.
Spytałem go, czy gołębiem pocztowym się da, bo te gołębie są przecież całkiem analogowe. Nie da się.
No i teraz mam do wyboru: brać pół dnia wolnego i iść do lokalnego łapiducha (czyli drożej, i to x2, bo nie dość, że skasuje mnie €60 a nie €30 za wizytę, to jeszcze pół dnia wolnego to pół dnia mniej na fakturze), a potem brać drugie pół dnia wolnego na odebranie wyników, czy też raczej nie brać wolnego, tylko dwa razy jeździć do lekarza w Dublinie, czyli nie dość, że wyjeżdżać z domu o jakiejś barbarzyńskiej porze, żeby po lekarzu dotrzeć do pracy przed zaprawą poranną, to jeszcze nadrabiać kilometrów, bo lekarz w D18, a praca w D4.
Jak się człowiek nie obejrzy tak dupa z tyłu.
No żeż...
A może …
No i co wymydliłeś? Wymyśliłeś? Może to, co Rzast, napisał/eś poniżej? A tak żar_[w]_tem…Dobrze, że d. jest z tyłu, bo inaczej jak siedzieć? Albo liczyć na miększe lądowanie?
Na razie – nic. Może faktycznie trzeba będzie jakąś oficjalną bumagę wysmarować. Zobaczymy.
Ja az sie boje pomyslec z czy tu w Londynie GP i cala reszta wymysli…