Wracałem niedawno od znajomych. Znajomi mieszkają w Co. Kildare, wraca się M7, zachciało nam się po drodze chińszczyzny - a że do Lemon Tree stamtąd względnie blisko, ustawiłem w giepeesie, żeby poprowadził nas przez Blessington.
Jednakowoż giepees zachował się co najmniej dziwnie. Gdzieś na wysokości Blessington (dla niezorientowanych: miejscowość leży przy drodze N81, którą, z dość kiepskim przybliżeniem, można uznać za równoległą do M7 po której akurat jechaliśmy) kazał nam zjechać z autostrady, następnie przejechać (górą - mostem) na jej drugą stronę, po czym zawrócić na rondzie, przeciąć autostradę (tym samym mostem) w drugą stronę, wreszcie zjechać na tą samą M7 z której przed chwilą zjechaliśmy, w tym samym kierunku. Ot tak, pewnie żeby sprawdzić czy rondo jeszcze jest na miejscu i czy mostu nie zabrali.
Po tym manewrze giepees uznał, że już byliśmy w Blessington i zaczął prowadzić nas do dom. Wyłączyłem drania, włączyłem i raz jeszcze kazałem jechać do Blessington (tym razem DO a nie PRZEZ). 20 minut później napawaliśmy się zapachem kurczaków w sosie satay.
Mniam.
Precz a GPS, niech żyje MAPA!!! ;-p
Wszystko fajnie, tylko MAPA wymaga 1. odrobiny orientacji przestrzennej (u mnie w zaniku) oraz 2. odrobiny czasu na zatrzymanie auta w bezpiecznym miejscu i przeszukanie mapy. Tak czy siak, w tę stronę GPS wygrywa. Co prawda z drugiej strony mapa nie potrzebuje prądu – ale ten akurat w aucie zawsze jest, o ile mamy paliwo.