Ostatnio było o paradoksie geometrycznym, dziś pora na kosmiczny.
Jeżeli ktoś się zastanawia, jaki jest sens życia, to prawdopodobnnie robi wielki błąd. Życie po prostu jest i należy - w miarę możliwości - czerpać zeń pełnymi garściami, póki czas.
A co z życiem pozaziemskim?
No właśnie, tutaj trafiamy na mur zagadek. Skoro w samej Drodze Mlecznej jest prawie pół biliona gwiazd, a w Kosmosie o wiele, wiele więcej (w ten części, którą jesteśmy w stanie zobaczyć, około siedemdziesięciu tryliardów, czyli siódemka i dwadzieścia dwa zera), oraz przy założeniu, że Ziemia nie jest czymś kompletnie nadzwyczajnym - życie powinno się w Kosmosie plenić na całego.
Tymczasem jednak - cisza.
Dlaczego?
Zgodnie z równaniem Drake'a, które próbuje znaleźć rząd wielkości liczby planet, na których istnieje życie, w całym obserwowalnym Kosmosie powinno być co najmniej z 200 miliardów planet zamieszkałych przez inteligentne cywilizacje. To jest wyliczenie najbardziej pesymistyczne, a pomimo to zamiast dwustu miliardów jak na razie znamy tylko jedną cywilizację - naszą. Jakby to powiedział znajomy hydraulik, mamy tu do czynienia z klasycznym połączeniem prostytucji i muzyki: "Coś mi tu, urwał, nie gra."
Spośród mnóstwa teorii próbujących objaśnić naszą samotność w Kosmosie, ja osobiście skłaniam się ku dwóm:
1. Odległości i ograniczenie prędkości
Jeżeli nawet Obcy (albo, jeżeli ktoś woli bardziej przyjazne określenie, Bracia w Rozumie) istnieją, to mieszkają w tak wielkiej od nas odległości, że jakiekolwiek porozumienie z nimi jest niemożliwe ze względu na ślimaczą (w porównaniu z kosmicznymi odległościami) prędkość światła. Jeżeli nawet (a jest to bardzo optymistyczne założenie) cywiliacje byłyby rozrzucone w odległościach, średnio, sto parseków jedna od drugiej, to w dalszym ciągu daje około sześćset pięćdziesiąt lat na przeprowadzenie najprostszego dialogu (jedno pytanie - jedna odpowiedź). Przy założeniu oczywiście, że technologie komunikacyjne obu stron będą istnieć, i że będą dla "rozmówców" wzajemnie rozpoznawalne. Nie wiem, jakiego medium należałoby użyć, żeby sięgnąć sygnałem na odległość trzystu lat świetlnych...
2. Czas istnienia cywilizacji
Nasza ziemska historia (jako ludzi) trwa już jakieś siedem milionów lat (nie liczę niektórych legend, twierdzących, że to tylko parę tysięcy lat, a hipotetyczny Stwórca miał po prostu poczucie humoru i powstawiał te wszystkie skamieliny dla żartu, albo żeby geologowie też mieli mogli przeżyć od pierwszego do pierwszego), jednak w dalszym ciągu nie znamy technologii umożliwiających wydajną komunikację na odległości pozaukładowe. Ale załóżmy - całkiem optymistycznie - że takie technologie w końcu powstaną. Jakaś tajemnicza hiperprzestrzenna komórka, umożliwiająca komunikację w czasie rzeczywistym z kimś po Drugiej Stronie. Nawet zakładając, że Tamci też skonstruują taką "komórkę", i to kompatybilną z naszą, nie zapominajmy, że wiek Kosmosu liczy się w dziesiątkach miliardów lat. A więc cywilizacje musiałyby trwać o wiele dłużej, niż tych głupich paręset - parę tysięcy lat (mgnienie oka w kosmicznej skali), i przez cały czas trwania powinny podejmować próby "dodzwonienia się" do sąsiadów, co wymagałoby ponoszenia znacznych, stałych kosztów (ewentualnie wykupienia jakiejś bardzo atrakcyjnej taryfy na rozmowy międzygwiezdne - zna ktoś może dobrego i niedrogiego operatora?)
Hipotetycznych powodów, dla których Kosmos frustrująco milczy, jest o wiele więcej (tutaj można poczytać szczegółowo), jednak te dwa, które tu wymieniłem, trafiają do mnie najbardziej, ponieważ oparte są na solidnej, niepodważalnej matematyce...
nie ma innego życia. Tak jak nie ma sensownego wytłumaczenia naukowego pojawienia się człowieka na Ziemi, ani w ogóle pojawienia się życia na Ziemi. Jeśli by wierzyć w te najróżniejsze teorie to obok ludzi powinno być jeszcze wiele innych inteligentnych stworzeń. Ale ich nie ma. Jedyną sensowną odpowiedzią jest to że Bóg stworzył człowieka.
Niewątpliwie! Teraz jeszcze pytanie, który, bo Panteon jest strasznie zatłoczony…
a w Twoim tekście można sobie przeczytać o kogo chodzi
W tekście można przeczytać o „hipotetycznym Stwórcy”, w dodatku zaopatrzonym w poczucie humoru. Nijak mi taka postać nie pasuje pod żadne ziemskie bóstwo… Nie licząc rzecz jasna bogów ze Świata Dysku, ale to jakby inna pars kaloszy 😉
Najlepszym dowodem na to, że w kosmosie istnieje inteligencja, jest to, że się z nami nie kontaktuj
etam, każdy z ciekawości lubi sobie popatrzeć w sąsiada okno.