Udało mi się niedawno skończyć "The Humans", powieść SF autorstwa Matta Haiga.
Książka okazała się wielkim zaskoczeniem. Kilka pierwszych akapitów "pachniało" Douglasem Adamsem oraz pure-nonsensowną komedyjką o głupich Obcych nawiedzających matulę Ziemię i nie potrafiących się znaleźć w naszych ludzkich realiach. Tymczasem czym dalej w las, tym...
Nie, wróć, to przysłowie tu nie pasuje, zupełnie.
Powieść "The Humans" jest tak naprawdę opowieścią o przemijaniu. Wątek fantastyczny jest tu "zainstalowany" niejako pomocniczo, jednak główny ciężar książki to rozważania narratora na temat sensu życia, naszej ludzkiej śmiertelności oraz wrednej tendencji do skupiania się na sprawach błahych i nieważnych, oraz pomijania spraw istotnych.
Jest to powieść o poszukiwaniu samego siebie. O miłości. O zrozumieniu. O poezji i prozie. I o tym wreszcie, jak malutcy i nieważni jesteśmy w kosmicznej wszechskali, a zarazem jak wiele mamy unikalnych (i cennych!) cech, zupełnie nieznanych reszcie wielkiego Kosmosu.
Uwaga: w dalszej części przedstawię niektóre elementy fabuły, jeżeli planujesz przeczytać "The Humans", może warto rozważyć przełączenie się teraz na inną zakładkę. Tę ze śmiesznymi kotami na przykład 😉
Andrew Martin, profesor matematyki na uniwersytecie w Cambridge, udowadnia Hipotezę Riemmana. Fakt ten zostaje zauważony przez cywilizację z planety Vonnadoria. Jeden z jej przedstawicieli zostaje wysłany na Ziemię, "wcielony" w ciało profesora Martina z zadaniem wymazania wszelkich śladów istnienia dowodu.
Profesor Martin był, co odkrywamy stopniowo w kolejnych rozdziałach, niezłym ekscentrykiem. W niezbyt pochlebnym tego słowa znaczeniu. Owszem, był geniuszem i faktycznie udało mu się ową hipotezę udowodnić, ale ceną tego odkrycia było jego prawie dwudziestoletnie małżeństwo z Isobelle. Małżeństwo, które na początku powieści znajduje się na krawędzi rozwodu. Profesor, okazuje się, sypiał z jedną ze studentek oraz był klasycznym anty-przykładem do naśladowania dla swojego nastoletniego syna, Gullivera.
Narratorem powieści jest Vonnadorianin, który musi teraz - w możliwie niezauważalny sposób - wtopić się w najbliższe otoczenie profesora i dyskretnie zlikwidować wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mogli się dowiedzieć o dowodzie hipotezy.
Książka pokazuje, jak obcy (bardzo, bardzo obcy) umysł powoli "przestraja się" na ludzki sposób myślenia. Zakochuje się we własnej żonie. Nawiązuje dobry kontakt z synem. Zaczyna wyglądać na to, że Obcy "zastąpi" profesora Martina jego "lepszą wersją" - niestety wskutek niezrozumienia ludzkiej mentalności popełnia kilka poważnych błędów, które kończą się jego wyprowadzką z domu - na dobre. Tuż przed wyjazdem pozostawia synowi listę stu porad życiowych i prosi, żeby się ich trzymał.
Kilka lat później wraca przypadkiem do Cambridge, na wykład. Spacerując po mieście spotyka syna, który wyrósł z wieku szczenięcego, zmężniał i spoważniał. Rozmawiają. Gulliver sugeruje, że Isobelle ciągle za nim tęskni, i że gdyby kiedykolwiek chciał wrócić do domu, ma otwarte drzwi.
Nie wiemy, czy Obcy wraca na stałe do Cambridge, czy nie - nie ma to jednak dla powieści aż tak wielkiego znaczenia. Najważniejsze są tam bowiem rozważania, jakie Obcy snuje na temat ludzi, a także jego własna przemiana.
Całość czyta się naprawdę dobrze. Jest mnóstwo solidnego humoru (głównie wokół różnych ludzkich zachowań), jest dużo filozoficznych rozważań, jest sporo akcji (w sensie "kina akcji"), na przykład pierwsza scena, kiedy Obcy "ląduje" w ciele profesora, albo kiedy ratuje Gullivera przez samobójstwem, albo kiedy walczy przeciwko innemu Obcemu z Vonnadorii. Jest dużo muzyki i poezji. Jest odrobina matematyki i kosmologii, ale służą one wyłącznie jako tło oraz pretekst do "zahaczenia" fabuły na Ziemi.
Prywatnie daję "The Humans" solidne 9/10.
Polecam!
Zdecydowanie brakuje tej recenzji informacji jak kończy się książka.
Zgadza się, nie napisałem, jak się kończy. Zakończenie tej akurat książki jest całkowicie nieistotne.
Przeczytałam dzięki twojej recenzji – dzięki za jej zamieszczenie, bo inaczej pewnie nawet bym o autorze nie usłyszała. Przyznam, że obserwacje na temat ludzi w pierwszych rozdziałach książki porażają akuratnością. Punkt spojrzenia Vonnadorianina kojarzy mi się z postrzeganiem świata przez autystycznego syna naszych znajomych.
Pozdrawiam wiosennie,