Dziś króciutko o angielszczyźnie.
I nie, nie będziemy odmieniać "to be" przez osoby.
Przy okazji przygotowywania innego wpisu (który pojawi się tu wkrótce lub trochę później, lub wcale, w zależności od pierdyliona różnych różności) przyuważyłem, że angielskie "happy" ("szczęśliwy/-a/-e") występuje często w parze ze słówkiem "with" albo "about". Można być "happy about something" ale też "happy with something".
Na czym polega różnica?
Otóż jest ona dość subtelna i wiele osób nie zdaje sobie z niej sprawy (jedną z nich jest na przykład wczorajszy ja). Dlatego dziś króciutko wyjaśnię, na czym ona polega:
Otóż "happy about" to szczęście będące wynikiem jakiegoś wydarzenia, na które nie mamy wpływu, które wydarzyło się niejako poza naszą "jurysdykcją", a więc takiego, o którym po prostu wiemy, ale które zaszło niezależnie od naszych działań (bądź ich braku). Na przykład wynik ostatnich lokalnych wyborów parlamentarnych w północnych Indiach albo odkrycie nowego bozonu czy też nagły przypływ dobrej pogody w Pułtusku.
Natomiast "happy with" odnosi się do czegoś, co mamy lub co zrobiliśmy, lub czego doświadczyliśmy osobiście. Czegoś, na co być może mamy (mniejszy lub większy) wpływ, co nas bezpośrednio dotyczy.
A więc:
"I am happy about his achievement."
"I am not happy about the lack of progress of AIDS drug research."
Ale:
"I am happy with my car."
"I am not too happy with the results of my last maths exam."
Istnieje też szkoła alternatywna, która mówi, że "happy about" dotyczy wydarzeń, a "happy with" - przedmiotów (lub szerzej: obiektów).
Jeszcze inna szkoła mówi, że "happy with" dotyczy czegoś konkretnego, dookreślonego, podczas gdy "happy about" używa się w kontekście bardziej ogólnym.
Osobiście skłaniam się ku temu pierwszemu wariantowi, ale tak na sto procent to nie wiem. W mowie potocznej wybieram jedną z ww. form intuicyjnie i jak na razie nikt mi jeszcze nie zwrócił uwagi.
Pewnie z grzeczności.
Dopisane dwa dni później:
Ponieważ zagadnienie nie dawało mi spokoju, postanowiłem zapytać autochtonów, co o tym sądzą. Dwóch kolegów z pracy (obydwaj rodowite Irysy z dziada pradziada) powiedziało mi mniej więcej to samo: chodzi o odległość, rozumianą zarówno fizycznie / geograficznie jak też emocjonalnie. A więc jeżeli jestem zadowolony z pitej właśnie kawy, powiem: "I'm happy with this coffee". Ale jeżeli jestem niezadowolony z faktu, że po masowej wymianie baterii Samsungi Galaxy Note 7 nadal się zapalają, powiem: "I am unhappy about the new Note 7 catching fire after being replaced by Samsung".
Tym samym potwierdziłem hipotezę roboczą numer jeden. Chodzi o dystans.
A i tak wszystko to krew w piach …
Z perspektywy geologicznej wyraźnie widać bezsens uczenia się języków obcych 😉
To był cytat z „Dnia Świra” 😛
Ach, widzisz, nie wyłapałem tego.
na nic takie subtelności gdy ktoś zaczyna udawać głupka
Heh, cokolwiek powiem i tak druga strona powinna zrozumieć 🙂
No tak, ale po paru latach mieszkania za granicą człowiek chciałby już wyjść ponad „Kali jeść, Kali mówić” 🙂