Jesteśmy świeżo po ślubie. Idziemy właśnie do banku, załatwić kilka podstawowych kwestii. Zmiana nazwiska, wspólne konto, przy okazji może podpytamy o kredyt mieszkaniowy. Trzeba uwić gniazdko, na swoim zawsze lepiej niż u starych albo na wynajętym.
Niestety, w okienku kasowym siedzi Ona. Urodą mogłaby wpędzić w kompleksy Wenerę. Długie, lśniące włosy w kolorze tak głębokiej czerwieni, że człowiek odruchowo rozgląda się za patykiem i kiełbaską. Uśmiech rozpływający się po męskich sercach natychmiastową wiosną. Oczy, których jedno spojrzenie może posłać nasze małżeństwo do piachu w czasie krótszym niż uderzenie serca. Miękki głos, który łatwo pomylić z odgłosem deszczu w ciepłe, letnie popołudnie.
Może mieć każdego.
***
Tak mogła wyglądać scena z życia Dolly Parton, dzięki której napisała swój największy przebój, "Jolene"
("Jolene" to imię żeńskie, czytamy mniej więcej jak "dżioł-lin", z akcentem na drugą sylabę i z odrobinę dłuższym niż normalnie "i" w drugiej sylabie).
Piosenkę wydano po raz pierwszy w październiku 1973 roku, a więc w czasie, kiedy ja byłem zaledwie parumiesięcznym płodem.
Do dziś sprzedano ją na kilkuset tysiącach płyt, a także w dobrze ponad milionie kopii cyfrowych - a mówimy tu tylko o Stanach Zjednoczonych i UK.
Piosenka lądowała też wielokrotnie na samym szczycie list przebojów w różnych krajach.
Ponad pięćdziesięciu mniej lub bardziej słynnych wykonawców "zrobiło" covery tego utworu, w najrozmaitszych wersjach, stylach, tonacjach i wariacjach. Powstały piosenki "spokrewnione" z Jolene, na przykład śpiewane z perspektywy męża bądź też tej ładnej kasjerki.
Słowem mówiąc - hit.
Żeby było ciekawiej, pomimo tak ogromnej popularności piosenka przez 43 lata nie zdobyła żadnej znaczącej nagrody przemysłu muzycznego. Była co prawda dwukrotnie nominowana do Grammy Award, ale nie udało jej się zdobyć...
...aż do 2016 roku, kiedy to siedemdziesięcioletnia obecnie Dolly Parton nagrała jeszcze jedną wersję "Jolene" - tym razem w towarzystwie amerykańskiej kapeli wokalnej Pentatonix. I dopiero ta wersja zdobyła nagrodę Grammy.
O Pentatonix wspominałem już kilkakrotnie, raz nawet udało mi się zaciągnąć rodzinę na ich koncert tu, w Dublinie:
Wersja oryginalna jest już tak stara i osłuchana, że szybko przełączam na następny utwór. Natomiast wykonanie Pentatonix jest... niezwykłe. Bardzo dynamiczne. Avi Kaplan jak zwykle robi niesamowitą linię basową. Lekko zachrypnięty, jakby "przerdzewiały" wokal Scotta współbrzmi idealnie z wciąż jeszcze doskonałym głosem Dolly. Sekcja perkusyjna w wykonaniu beatboxującego Kevina jest tradycyjnie już idealna. Słuchając tej wersji bardzo ciężko jest mi powstrzymać się przed podrygiwaniem i przytupywaniem (zwłaszcza to ostatnie jest niewskazane podczas prowadzenia auta, a właśnie wtedy najczęściej słucham muzyki).
Podsumowując: miód, malina, 10/10, fanfary, czerwone dywany, białe gołębie, raj, cud i ćwiartka na popicie.
Polecam.
Jolene, Jolene, Jolene, Jolene I'm begging of you please don't take my man Jolene, Jolene, Jolene, Jolene Please don't take him just because you can Your beauty is beyond compare With flaming locks of auburn hair With ivory skin and eyes of emerald green Your smile is like a breath of spring Your voice is soft like summer rain And I cannot compete with you, Jolene He talks about you in his sleep There's nothing I can do to keep From crying when he calls your name, Jolene And I can easily understand How you could easily take my man But you don't know what he means to me, Jolene Jolene, Jolene, Jolene, Jolene I'm begging of you please don't take my man Jolene, Jolene, Jolene, Jolene Please don't take him just because you can You could have your choice of men But I could never love again He's the only one for me, Jolene I had to have this talk with you My happiness depends on you And whatever you decide to do, Jolene Jolene, Jolene, Jolene, Jolene I'm begging of you please don't take my man Jolene, Jolene, Jolene, Jolene Please don't take him even though you can Jolene, Jolene
Mnie powaliło wykonanie, uwaga, Miley Cyrus.
Mówisz o tym? https://www.youtube.com/watch?v=wOwblaKmyVw
Jeżeli tak, to według mnie to wykonanie jest tylko niewiele mniej nudne od oryginału. W wersji z Pentatonix „więcej się dzieje”.
Całe szczęście, że nie musisz się przejmować moją opinią, albowiem de gustibus i Wogle 😉
http://xpil.eu/i-wogle/
Mówię o tym. A dla mnie oryginałem jest wersja, którą usłyszałem najpierw 🙂 Czyli wykonanie Miley. Dopiero potem z ciekawości posłuchałem oryginału. A jeśli podoba mi się to co usłyszałem, to potem trudno jest to pobić jakimś coverem. Ostatnio udało się zespołowi Disturbed wykonać „Sound of silence” w sposób mnie zatykający. Choć oryginał jest świetny.
Twórcy coverów znanych kawałków mają z jednej strony przerąbane, bo ciężko jest poprawić coś już naprawdę dobrego, a z drugiej mają z górki, bo łatwiej się poprawia niż robi od zera, no i można tworzyć wariacje w różnych stylach. Jak dla mnie mistrzostwo świata to „Daft Punk” w wykonaniu Pentatonix (wiem, powtarzam się z tą kapelą). Utwór całkiem przeciętny w oryginale, u nich robi się hiciorem na miarę stulecia: https://www.youtube.com/watch?v=3MteSlpxCpo
„Sound of Silence” słyszałem już w tylu różnych wersjach, że ciężko mi wskazać najlepszą.
Natomiast całkiem osobna kategoria to wysokiej klasy przeróbki muzycznego chłamu, na przykład Gangnam Style zaśpiewane prze Jayesslee: https://www.youtube.com/watch?v=XZ3OLswKKAw
Dzięki! Nie znałam tego [wykonania]. 🙂 Piosenka ma potencjał do odkrywania na nowo. Może z innej beczki polecam Jazz Sebastian Bach. Bardzo muzyczne nazwisko, usłyszysz co się stanie, gdy dodamy do tego sekcję rytmiczną.
Jazz Sebastian Bach – robi wrażenie, ale po dłuższym słuchaniu staje się nieco nużące (dla mojego ucha rzecz jasna). W każdym razie dodaję do kolekcji. Dziękować!