Odkryłem niedawno księgarnię internetową Renatka. Żeby było sympatyczniej, można u nich kupować nie tylko online - mają też wersję "objazdową", która pojawia się tu i ówdzie co jakiś czas, ku uciesze wygłodniałych polskiej literatury emigrantów.
Jednym z takich miejsc jest Benildus College, gdzie Renatka pokazuje się raz na dwa-trzy tygodnie, na kilka godzin. Odwiedziłem ich niedawno i zaopatrzyłem się w dwa tomy "Kłamcy" Jakuba Ćwieka.
Żeby nie było za łatwo, są to tomy drugi i trzeci (z czterech), a więc sam środek opowieści, bez początku i bez końca. Siłą rzeczy recenzja będzie więc szczątkowa, ale co mi tam.
"Kłamca" jest opowieścią o Armageddonie - całkiem jak recenzowany przeze mnie niedawno "Dobry Omen". I, podobnie jak u Pratchetta, mamy tutaj mnóstwo informacji o charakterze religijnym, pokazanych w krzywym (i bardzo śmiesznym) zwierciadle.
Główną różnicą między "Dobrym Omenem" a "Kłamcą" jest mnogość rozmaitych religii biorących udział u Ćwieka. Głównym bohatarem jest Loki, bóg kłamstwa i ognia, posiadający w dodatku umiejętność przemiany w dowolną inną żywą istotę. W tle rozgrywa się wielka afera, ponieważ Anioły i Diabły próbują (nader skutecznie) eliminować obiekty kultów innych niż chrześcijański. Mamy więc wróżki, elfy, Świętego Mikołaja, Światowida, świat po drugiej stronie tęczy i wielu innych Niewidzialnych Ludzi, na których trwa intensywna nagonka. Loki siłą rzeczy jest jednym z celów, jednak wraz z Bachusem, Erosem, pewnym upadłym aniołem oraz sympatyczną ludzką dziewczyną udaje im się skutecznie umykać siłom Zła i Dobra, siejącym postrach wśród innych wiar. W dodatku okazuje się, że Ostateczna Rozgrywka jest już bardzo blisko, a więc tak naprawdę nie wiadomo nawet czy warto cokolwiek ratować, skoro lada dzień i tak niczego już nie będzie.
Lektura "Kłamcy" niesie ogromną frajdę, ponieważ autor doskonale orientuje się w najbardziej nawet zakurzonych zakamarkach tych wszystkich wiar, zabobonów i religii, i potrafi wycisnąć z nich maksimum rozrywki. Czasem jest to slapstick klasy "skórka od banana", czasem humor dużo bardziej wyrafinowany - zdecydowanie jednak ciężko się przy tej książce nudzić.
Bardzo, bardzo polecam. A sobie życzę szybkiego znalezienia brakujących tomów pierwszego i czwartego - chętnie się dowiem jak ta cała rozpierdziucha się zaczęła, a także jak się kończy 🙂
"udaje im się skutecznie umykać siłom Zła i Dobra" – o ile pamiętam, to Loki pracuje za anielskie pióra dla rzeczonych aniołów.
Niby racja. Jednak po cholerę tak zajadle zbiera te pióra, chociaż sam nie ma z nich żadnego pożytku?
W "czecim" tomie [ostatnim, jaki przeczytałem] jest ten temat poruszany. Ktoś go pyta, po co mu pióra – aniołem raczej nie zostanie. Odpowiedzi nie ma [albo ja nie pamiętam, co w tym wypadku na jedno wychodzi], ale obstawiam, że chodzi albo o osłabienie anielskich albo o wywołanie jakiegoś zamieszania – w końcu to jedyny przedmiot pożądania bezpłciowych.