Zerknąłem sobie na listę ostatnich wpisów na blogu i wyszło mi, że poza zagadkami i recenzjami książek właściwie od dawna nie ma tu niczego innego.
No to dziś czas na świeżą historię z życia wziętą.
Ponieważ obydwoje przerzuciliśmy się z zatrudnieniem na "normalną" umowę o pracę (ja w zeszłym roku, moja ulubiona Żonka w tym), przyszedł czas na zwinięcie naszej dwuosobowej firemki. Nie całkowitą likwidację, tylko przestawienie firmy w tryb dormant, w którym może sobie tkwić nawet i dwadzieścia lat o ile tylko nie ma żadnych obrotów na firmowym koncie.
Czemu tak?
Głównie ze względu na koszty. Nie są one tutaj zbyt wysokie, ale jednak są. Raz opłata kwartalna za usługę internetowego dostępu do konta firmowego zwaną lokalnie IBB (Internet Business Banking), dwa prowizja dla księgowego. Wprawdzie około 50% tej kasy wraca do kieszeni w postaci ulgi podatkowej, ale tylko o ile ma się obrót w danym roku - po "uśpieniu" firmy trzeba te koszty wyzerować. Anulowałem więc IBB, ubiłem też comiesięczny przelew dla księgowego, wszystko fajnie.
Firma nie ma obrotu już od mniej więcej dwóch, może nawet trzech miesięcy. Ale trzeba po pierwsze sfinalizować odprowadzenie VAT-u za poprzedni kwartał (tutaj VAT rozlicza się albo rocznie, albo kwartalnie - ja wybrałem tę drugą opcję), a po drugie zrobić rozliczenie roku podatkowego (księgowy nam to robi w ramach oryginalnej umowy, chociaż już mu nie płacimy z braku obrotów).
Do jednego i drugiego księgowy potrzebuje wyciągu z konta.
Dopóki miałem IBB, zrobienie takiego wyciągu to była kwestia paru kliknięć i załączenia wynikowego pliku CSV do emaila. Ale IBB skasowałem, więc muszę teraz dyrdać do lokalnego oddziału banku i zamawiać wyciąg. To znaczy tak: oni mi automatycznie przyślą wyciąg pocztą tak czy siak, raz na miesiąc, ale jeżeli potrzebuję tak na już-teraz-zaraz, to muszę się pofatygować osobiście.
Pofatygowałem się więc, zaraz na początku września. Powiedzieli mi, że na miejscu nie mogą, bo raz mam konto firmowe w innym oddziale, a po drugie mają Procedury, ale uprzejmy pan zrobił klik-klik-klik i oznajmił, że w ciągu 14 dni kalendarzowych wyciąg powinien dotrzeć do mnie pocztą.
Minęły dwa tygodnie a wyciągu ani widu, ani słychu. Dzwonię więc i pytam co i jak (nawiasem mówiąc ostatnio zrobili u nas tak, że nie da się już zadzwonić do lokalnego oddziału, trzeba do Centralnej Centrali i tam ewentualnie przełączą, jeżeli okażemy się wystarczająco godni), ale okazuje się, że żadnych wyciągów zamówionych dla mnie nie ma.
Oż wy dranie, myślę sobie i dyrdam do lokalnego oddziału. Udało mi się nawet trafić na tego samego pana, który strasznie przeprosił, wyjaśnił, że coś się pokierdasiło w systemie, i że on już te wyciągi teraz zaraz zamawia w takim specjalnym trybie turbo i za trzy dni będę je miał w skrzynce pocztowej. Niestety lokalnie nie może, bo raz, że to inny oddział, a dwa, że Procedury.
No dobra, mówię, szału nie ma, ale trzy dni mnie nie zbawią. Mam czas ze zwrotem VAT-u jeszcze do końca tygodnia, jest dopiero poniedziałek, damy radę.
Nadeszło wczesne środowe popołudnie, przyjechał listonosz (nota bene wszyscy listonosze w Irlandii dostali niedawno takie fajne zielone autka na baterię, jeżdżą bezgłośnie i ponoć bardzo ekologicznie), wrzucił do skrzynki reklamę LIDL-a i pojechał.
Na podstawie reklamy LIDL-a zwrotu VAT-u raczej nie zorganizuję. Walę więc (po raz trzeci) do lokalnego oddziału i odstawszy swoje w kolejce (pora lunchu, więc większość obsługi gdzieś na zewnątrz) zagajam do pani o to, czy mają formalną procedurę zgłaszania zażaleń, czy mam od razu iść do FSPO (odpowiednik polskiego Rzecznika Finansowego, pi x drzwi). Pani się trochę spięła i pyta, czy te wyciągi to dla księgowego czy do jakichś innych celów. Pomyślałem sobie, że do innych celów to mam srajtaśmę, ale głośno powiedziałem tylko, że dla księgowego żeby mógł porobić swoje księgowe czary-mary. Pani na to, że wprawdzie oficjalnych wyciągów mi dać nie może, ale da mi wydrukowanego screenshota z transakcjami, księgowemu powino wystarczyć. Pięć minut później miałem w ręku wydrukowany na lokalnej drukawce nieco krzywy, ale wyraźny wyciąg z firmowego konta, jeszcze mi taką elegancką kopertę dali.
Czyli jednak da się. Magia, panie.
Już nie chciałem dopytywać, czy to zgodne z Procedurą, bo to przecież inny oddział jest. Podziękowałem grzecznie i tyle mnie widzieli.
Aha, gdzieś tam po drodze między jedną kartką z drukarki a drugą pani w okienku zapytała mnie, czy nie mam IBB żeby na przyszłość to sobie samemu w domu ściągnąć. Ja jej na to, że nie, że zlikwidowałem dla oszczędności, a ona na to z wielkim zdziwieniem, że przecież mogłem się zdecydować na darmową wersję. Jest odrobinę mniej wypasiona i ma mniejsze limity dziennych transferów (w tej płatnej wersji IBB limity ustalam sam, a w tej darmowej jest na twardo ustawiony "sufit" gdzieś w okolicach bodajże €10000 dziennie), ale poza tym wszystko tam działa. Trochę się we mnie zagotowało, że mówią mi o tym teraz, po siedmiu latach prowadzenia działalności, a nie na samym początku, no ale wiadomo, klient płaci i siedzi cicho, po cholerę go uświadamiać, że może mieć coś za friko.
Wdech.
Wydech.
A uruchomiłeś sobie to darmowe IBB, by móc ściągnąć „prawidłowe” wyciągi dla księgowego?
A nie, bo ten wyciąg jest ostatni, którego w ogóle potrzebuję z tego konta (chyba że kiedyś firma znów odpali, ale to może być za rok albo pięć, zobaczymy).
A nie będziesz miał jakiś zwrotów itp?
Raczej nie. A nawet jeżeli, to jednorazowo i wtedy żadne wyciągi też nie będą potrzebne.