Jak już zapewne większość spośród moich siedmiu czytelników zdążyła zauważyć, jestem człowiekiem mało religijnym. Miałem w życiu chwilę fascynacji buddyzmem, ale po pierwsze to była tylko chwila, a po drugie buddyzm nie jest tak naprawdę religią, więc się jak gdyby nie liczy. Najbliżej mi chyba do Kościoła FSM, ewentualnie jeszcze Missionerande Kopimistsamfundet - jednak to bardziej dla zgrywy niż na poważnie.
Dziś jednakowoż postanowiłem napisać kilka słów o jednej z chrześcijańsko sprofilowanych piosenek Edyty Geppert. "Rozmowa z Dziadkiem" to - z grubsza ujmując - piosenka o milczeniu, jakim katolicki Bóg obdarza hojnie swych wyznawców. W pierwszych słowach pada pytanie "Kim jestem i dokąd idę?", a reszta piosenki to długa i zagmatwana odpowiedź, jakiej mógłby udzielić ów nieszczęsny bóg, gdyby się kiedyś jednak odezwał, a która sprowadza się mniej więcej do tego, że skoro ma się rozum i (pi x oko) osiemdziesiąt lat życia, trzeba korzystać z jednego i drugiego, wybrać własną drogę i nią podążać. I że można po drodze odkrywać rozmaite tajemnice mórz, oceanów, kosmosu i matematyki, ale nie ma co liczyć na poznanie sensu istnienia.
Dwie cechy tej piosenki powodują, że zawsze chętnie jej słucham. Po pierwsze, chociaż nie jest typowym utworem bluesowym, grana jest na trzech podstawowych bluesowych akordach (a więc E - A - H, same dury). A po drugie, piosenkarka przez większość czasu uśmiecha się, co bardzo wyraźnie słychać. Obydwie te cechy, w połączeniu, powodują, że piosenka jest bardzo optymistyczna i wywołuje ciepłe, pozytywne emocje.
Ponadto, jest bardzo prosta do zagrania - jedyny towarzyszący wokalowi instrument to gitara, trzy podstawowe akordy i prosty, niezbyt szybki rytm. Do nauczenia się w try miga.
Tymczasem jednak zrobił się poniedziałkowy poranek, a to oznacza tylko jedno: zmywak! Starczy więc tych zachwytów nad muzyką, czas zakasać rękawy, ubrać żółte, gumowe rękawice i zabrać się za szorowanie garów.
Jeżeli, daj Boże, Pana Boga nie ma, to chwała Bogu; ale natomiast jeśli, nie daj Bóg, Pan Bóg jest, to niech nas ręka boska broni.
Katolicki Bóg – według jego wyznawców – bynajmniej nie obdarza ich milczeniem: jest przecież "Słowem, które było na początku". Katolików rzeczywistych od katolików z wychowania odróżnia więc być może czas poświęcany na "słuchanie Słowa Bożego" i rozważanie jego implikacji w życiu codziennym. Nie mam pewności, czy o katolickim Bogu warto wnioskować na podstawie słów i czynów tych, którym się zdaje, że ten Bóg milczy – nawet w niedzielę nie potrafią wejść do świątyni, nie mówiąc o samodzielnej, codziennej lekturze Biblii. Polecam jako ilustrację: http://magazynkontakt.pl/taka-zwykla-niedziela.ht…. Ale to tylko taka uwaga techniczna, bo mi sam wpis przypadł do gustu.
A piosenkę Jurka Porębskiego – w wykonaniu Edyty Gepert – też uwielbiam za klimat, mimo jej bałamutnego tekstu.
Jak powiedział kiedyś jeden mądry facet, twórcę rozpoznajemy poprzez jego dzieło. Patrząc, jak fatalnie jest skonstruowany ten świat, wolę wierzyć, że nikt go nie stworzył.