Zdrówko mnie jednak nie opuściło tak do końca. Odwiedziłem dziś - po raz już ostatni - wracza-płucologa, który mi obwieścił, że w zasadzie to jestem zdrowy. Jeszcze trochę pokaszlę, jeszcze trochę mam się nawdychiwać (nawdychowywać?) tego drogocennego stuffu po 120 baniek za kilogram, ale generalnie jestem już wyleczony, amen.
A przedtem mi jeszcze pstryknęli fotkę płuc (jedną en face i drugą z profilu) tudzież wykonali spirometrię (zwaną w lokalnym narzeczu "pulmonary function"). Zarówno fotki jak też wykresy spirometryczne mam w normie. Dowiedziałem się przy okazji, że moja waga łazienkowa jest dość dokładna (błąd pomiaru poniżej jednego kilograma, pewnie to przez obiad), oraz że zdeptałem się od ostatniego pomiaru wzrostu o cały jeden centymetr (aczkolwiek poprzednio mierzyłem się z rańca, a dzisiaj po południu - a wiadomo, kręgosłup się przez dzień kurczy). Spirometrię miałem pierwszy raz w życiu - trzeba było dmuchać w taką rurkę, robić wdechy, wydechy, większe, mniejsze, oddychać, nie oddychać, oddychać, nie oddychać, zasysać, dmuchać, znowu dmuchać, dziękuję, tu ma pan wyniki, do widzenia, proszę zapłacić w recepcji.
Zabieg kosztuje €300, ale na szczęście VHI pokrywa z tego €175 więc poszło tylko ciut ponad stówkę.
Śmiesznie wyszło przy płaceniu za wizytę właściwą. Ostatnio pan dochtór skasował mię na €180, więc dziś spodziewałem się podobnej kwoty. Tymczasem - stówka. Pytam, czemu tak skoro ostatnio było 180, a pani (sekretarka) mi mówi, że pierwsza wizyta kosztuje 180 a każda następna stówkę, ale jak bardzo chcę to ona może mnie skasować na 180. Gadu gadu, sraty taty, wpisuję pin, biorę pokwitowanie - a tam jak wół - 180 euro. Pytam o co chodzi, a pani mi na to, że akurat zapytałem ją o te 180 jak wpisywała kwotę i że się pomyliła.
Na szczęście wszystkie terminale płatnicze mają przyjazną opcję zwrotu, pani więc zwróciła osiem dyszek i rozeszliśmy się w pokojowej atmosferze, każdy w swoją stronę.
Pan dochtór powiedział, że w ciągu miesiąca powinienem być zdrowy jak ryba - ale jeżeli do maja mi kaszel nie przejdzie, mam do niego znów przyjść i mnie tam uśpią (ale nie na amen tylko na chwilę), wetkną mi światłowód w płucka i będą se podziwiać. Broncho-cośtam znaczy się. Ale to w ostateczności.
Ciekawe, jaką przepustowość ma taki światłowód...
Póki co wygląda więc, że sobie jeszcze chwilę pożyję. No i fajnie.
Do jakiej przychodnie chodzisz?
Koło Beacon Hospital jest takie cóś, nazywa się IPMC. Czemu pytasz?
"zdrów jak ryba" – w sumie fakt, ryby nie kaszlą i z płucami nie mają problemów 😉
Wiesz jak ciężko się kaszle z takim haczykiem w pyszczku?
nie wiem. Podziel się wrażeniami ;D
Wrażeniami się nie podzielę, bom nie ryba. Za to kawał mi się przypomniał, pod temat:
Przychodzi klient do akwarystycznego:
– Poproszę karmę dla ryb. Tylko żeby nie była taka słona jak ostatnio…