Najpierw wpadłem na pomysł, żeby zapytać Wielkiego G o najbliższy sklep komputerowy. Pomysł zasadniczo niegłupi, jednak spalił na panewce. Dowiedziałem się bowiem tylko tyle, że mam iść do siedziby największej (i jednej z najstarszych) korporacji komputerowych, bo tak się akurat składa, że jest niedaleko.
Pomyślałem sobie, że jakbym tak wszedł do HQ IBM z zapytaniem o sanki sata-msata, mogłoby być nieco dziwnie. Odpuściłem sobie i zamiast tego wpisałem Wielkiemu G zapytanie o serwisy PC w okolicy Baggot Street. Tu już miałem więcej szczęścia - okazało się, że mniej więcej w połowie drogi między mostem a St. Stephen's Green jest niewielka dziupla o nazwie PC Doctor (a może PC Guru? coś w tym stylu). Do Baggot Street mam z biura niecałe 15 minut spacerkiem, w porze lunchu akurat na rozprostowanie murszejących nieuchronnie kości.
W PC Doctor (a może Guru?) powiedzieli mi, że owszem, mają taką przejściówkę, w ilości trzech egzemplarzy. Niestety, nie na sprzedaż. Używają tego do odzyskiwania danych ze starych dysków.
"Sam jesteś stary" pomyślałem sobie, chociaż facet za kontuarem w zasadzie mógłby być moim synem. Z nosem spuszczonym na kwintę sprawdziłem czasomierz - trzeba było wracać do kołchozu.
Następnego dnia okazało się, że połowa firmy jest na jakiejś większej imprezie; biuro świeciło pustkami, więc stwierdziłem, że nic się nie stanie, jak sobie zrobię nieco dłuższą przerwę na lunch. Już o wpół do dwunastej dreptałem żwawo do centrum handlowego przy Jervis Street wychodząc z (błędnego, jak się za chwilę okaże) założenia, że największy w okolicy sklep komputerowy przecież *musi* mieć coś tak banalnego, jak przejściówka sata-msata. Prawda? Prawda??
Z tym, że tak: Jervis Street jest po północnej stronie Liffey, a ja pracuję po południowej. Z D4 do D1 jest całkiem spory kawał drogi; mimo ostrego tempa dotarcie do Jervis Street zajęło mi dobre czterdzieści minut. Spocony jak nastolatek przed swoim pierwszym razem wjechałem wreszcie ruchomymi schodami do całkiem wielkiego jak na lokalne warunki centrum handlowego, zlokalizowałem (nie bez trudu) PCWorld-a i zanurzyłem się między półki pełne laptopów, dysków, głośników, drukarek, kabelków, czipów i innego złomu. Niestety, żadnych przejściówek choćby odrobinę spokrewnionych z msata nie znalazłem.
Wciąż jeszcze pełen optymizmu zapytałem obsługę (w postaci ledwie dającego się zrozumieć Hindusa z pokaźnym brzuchem) gdzie znajdę wiadomy artefakt. Ten na to pokręcił głową i odrzekł, że prawie na pewno tego nie mają, ale żebym spróbował w tamtym kącie - wskazując równocześnie na najbardziej zapyziały kawałek sklepu, faktycznie w samym kąciku.
Pogalopowałem tam czym prędzej; niestety, wśród pierdyliona różnych przejściówek znalazłem kilka obudów do dysków SATA, ale niczego zgodnego z MSATA.
Rzuciłem (po cichutku) kilkoma sążnistymi urwami przeplatanymi soczyście zieloną nacią, po czym opuściłem niegościnne progi PCWorld-a i skierowałem się, naiwnie, do pobliskiego Argos-a.
Argos specjalizuje się w sprzedaży za pomocą katalogów wielkości sporej cegły, w których można znaleźć praktycznie wszystko, z wyjątkiem prześciówek msata-sata. Wrrr.
Pobłądziwszy chwilę pośród wielopiętrowych ruchomych schodów udało mi się wreszcie wyjść na zewnątrz. W ostatnim, beznajdziejnym odruchu zaguglałem jeszcze raz za "PC service" i dostałem namiar na PC Clinic znajdującą się ledwie 5 minut spacerkiem od Jervis-a. Poczłapałem tam i zapytałem ciemnoskórego, francuskojęzycznego sprzedawcę o tę nieszczęsną przejściówkę. Ten najpierw powiedział, że niestety nie mają czegoś takiego, ale potem podumał chwilę i powiedział, że tu zaraz za rogiem jest Chińczyk, który może mieć takie coś, a jeżeli nie ma, to tam, za drugim rogiem, jest drugi Chińczyk, do którego też warto zajrzeć.
O chińskich specach z zapyziałych sklepików słyszałem już różne opowieści. Podobno któremuś udało się sformatować słynny dysk twardy o nieskończonej pojemności, inny zapisał na tym dysku liczbę Pi (od końca), a jeszcze inny prowadzi regularną sprzedaż Uniwersalnego Konwertera, za grosze (dla niezorientowanych: https://xkcd.com/1406/)
Pierwszy Chińczyk, którego sklepik miał rozmiary lodówki turystycznej, był zawalony robotą i nawet nie podniósł wzroku znad lutownicy, tylko od razu rzucił, że on czegoś takiego nie ma. Takim tonem, że wycofałem się szybciutko. Nie będę zadzierał z wkurzonym Chińczykiem z lutownicą.
Drugi Chińczyk był nieco bardziej przyjazny, ale niestety konwertera nie miał. Wskazał mi natomiast lokalizację trzeciego Chińczyka, który może mieć. Tuż za rogiem, oczywiście.
Trzeci Chińczyk miał taki konwerter dosłownie dwa dni temu, ale już sprzedał. I niestety nie był mi w stanie wskazać czwartego Chińczyka, którego jednakowoż znalazłem samodzielnie pięć minut później, ponieważ nauczyłem się już znajdować te maleńkie, przeważnie zółto-drzwiowe zakładziki (proste jak drut: są zawsze tuż za rogiem). Czwarty Chińczyk poradził mi, żebym kupił przejściówkę on-line, bo teraz już nikt tego nie sprzedaje.
Piąty był nieduży sklepik naprawczy prowadzony przez lokalnego Irysa, który tylko burknął na mnie z uprzejmym zdziwieniem i udzielił porady identycznej do tej od Chińczyka #4, natomiast u Chińczyka numer pięć...
- Hey, I'm looking for an sata-msata converter. A small, cradle-like thingy. Any chance you have one of those?
- Let me check.
Skośny wyszedł na zaplecze, pozostawiając mnie w towarzystwie swojego kolegi, który po angielsku umiał się tylko uśmiechnąć, za to tak szeroko, że mógłby wciągać paluszki Krakus w poprzek. Wrócił za pół minuty z niewielkim zawiniątkiem. Rozwinął je na blacie i oczom moim ukazał się...
... konwerter sata-msata. Niewielka płytka z paroma scalakami i poziomo zamocowanym portem, który pasował do mojego dysku idealnie.
- How much for it? - zapytałem z bardzo słabo skrywanym podnieceniem, oczekując jakiejś sześciocyfrowej kwoty w Bitcoinach.
- Let me think...
Tu zaczął nawijać z kolegą po chińsku dłuższą chwilę, po czym spojrzał na mnie oczyma wytrawnego handlarza i rzucił:
- Ten euro?
Spojrzałem z niedowierzaniem, które wychwycił natychmiast.
- Eight euro?
Ponieważ nie jestem mistrzem targowania się, zamiast się zgodzić, powiedziałem szybko:
- Nah, ten will do.
Popatrzył na mnie jak na idiotę (zapewne nie bez racji), zainkasował dyszkę, zapakował konwerter z powrotem w folię antystatyczną i tak się moja przygoda skończyła. Do prawie pustego biura wróciłem - złachany jak koń po westernie - przed drugą; nikt nawet nie zauważył, że nie było mnie przez prawie dwie i pół godziny. A wieczorem miałem już nowy dysk podpięty do domowego peceta.
Nowa lekcja życiowa: jeżeli nie wiesz jak sobie poradzić, znajdź Chińczyka.
Jeżu nazareński, jak ten dysk zapierdziela!
Ostatnie zdanie – u mnie tak samo było, jak SDD został systemowym laptopa a obecny laptopowy jako dysk na dane (na szczęście mam wbudowane 2 sloty SATA, a nie jakieś https://youtu.be/NHozn0YXAeE?t=54 wynalazki)
A mnie dosłownie przed chwilą przyszła paczka z GearBest. Nawet koszulka rozmiaru L okazała się taka jakby szyta na mnie, a nie na mojego syna lvl prawie 7. Co prawda czekałem 3 tygodnie (wysyłka z Holandii), ale takie coś mają: https://www.gearbest.com/msata-to-sata-_gear/
Ja swój pierwszy dysk SSD miałem już w okolicach 2011 roku (tu nawet pisałem o tym: https://xpil.eu/dwie-nowe-zabawki/ i tu też: https://xpil.eu/szybka-flaszka/) – tym razem jednak wymieniłem ten drugi dysk, czyli nie-systemowy. Dzięki temu jedyny element, który mi się teraz kręci w obudowie, to wiatraczek przy procesorze, choć i tu kiedyś się pewnie przesiądę na coś chłodzonego ciekłym helem cy cóś w ten deseń.