"W teorii praktyka pokrywa się z teorią. W praktyce jednak na ogół różni się od niej dość mocno."
Powyższe stwierdzenie bawi mnie od lat. Z wyjątkiem oczywiście sytuacji takich jak teraz, kiedy zamiast bawić - ponuro uczy.
Jako że od kilku ładnych lat pracuję "na swoim", swoich kolejnych pracodawców klientów wybieram sobie sam. Prawdę powiedziawszy nie za wiele różni się to od "normalnego" szukania pracy. I tu i tam mogę wybierać swoją następną galerę, grubość łańcucha i tak dalej.
Ostatnio jednak trochę się rozleniwiłem, trochę opuściłem gardę... I wystarczyło. Otóż u ostatniego klienta przepracowałem pięć lat zamiast zwyczajowych kilku - kilkunastu miesięcy. Klienta nagrał mi w 2015 roku pośrednik, co było o tyle prostsze, że pośrednik ów ma takich klientów całe mnóstwo (w razie gdyby jeden wyleciał, inny zaraz przyleci), a marża, jaką pobiera za "usługę" jest względnie nieduża (i płaci ją tak naprawdę klient).
Po pięciu latach klient doszedł do wniosku, że dalej dadzą sobie radę beze mnie, o czym pośrednik poinformował mnie mniej więcej w połowie kwietnia. A do tego dodał jeszcze, że nie mam się co martwić, bo mają już dla mnie nagranego kolejnego klienta. Podobne pieniądze, troszkę inny zestaw technologii do opanowania (nic, co by mnie miało przerazić), lokalizacja idealna jeżeli chciałbym nadal dojeżdżać pociągiem (chciałbym!); ogólnie cud, miód i orzeszki.
Ponieważ niemartwienie się mam wbudowane w sam rdzeń swojego systemu operacyjnego, ostatnie cztery tygodnie spędziłem w trybie relaksacyjnym. Głównie dokumentując zawartość swojego mózgu, żeby nie zostawić pięcioletniego klienta na lodzie. Oprócz tego czekałem cierpliwie na umowę z kolejnym klientem, która była już w przygotowaniu i lada dzień miała mi zostać dostarczona do podpisania.
Z lada dzień zrobił się lada tydzień.
Z lada tydzień zrobiła się kiszka, bo nowy klient w ostatniej chwili zmienił zdanie, a pośrednik przyznał otwarcie i bez większych skrofu... skrupułów, że innych klientów chwilowo nie mają, bo pandemia i krucho, więc tego, ten. Au revoir.
Tym samym dosłownie ostatniego dnia pracy u starego klienta dowiedziałem się, że (a.) jednak nie mam nagranej kolejnej pracy oraz (b.) pośrednik nie za bardzo może mi pomóc. Owszem, przebąknęli coś, że w czerwcu postarają się dać mi zajęcie w jakimś mini-projekcie u jednego ze swoich aktualnych klientów, żebym nie został całkiem bez dochodu, ale ogólnie od lipca jestem znów swoim sterem, żeglarzem i okrętem.
Odkurzyłem swój stary excelowy dzienniczek szukania pracy, przefasonowałem cefałkę, żeby była trochę mniej bardziej tu oraz trochę bardziej mniej ówdzie (czytaj: udało mi się skompresować 7 stron CV do 2) i zaczynam Wielkie Szukanie Nowej Pracy. Po raz chyba osiemnasty czy dziewiętnasty w życiu, a więc bez większego stresu, ale po raz pierwszy w czasach zarazy, a więc będę chyba musiał się oszczyc i Wogle.
Moja fryzura wygląda obecnie tak:
Sam bym siebie nie zatrudnił z takim generatorem pseudolosowym na czerepie. Coś z tym trzeba zrobić...
co do fryzu – zakładam, że masz podobnie. Jak się strzygę, „znika” siwizna [tzn. nie widać ;)]. I teraz pytanie – czy lepiej, żeby nie było widać [„młody, dynamiczny zespół”] czy żeby wyło widać [stary, doświadczony(powiedzmy) wyjadacz]
U mnie się tylko „wyjadacz” zgadza sądząc po rozmiarach bębna 😉
Polecam maszynke do strzyzenia Panasonic z wymiennymi nasadkami o szesciu dlugosciach strzyzenia. Mam ja jakies 8 lat i osobiscie strzyge meza i syna co 2-3 tyg., co przez lata pozwolilo zaoszczedzic kupe kasy. Wystarczy odrobina wprawy i jazda! Mozna tym cuda wyczyniac, nawet wycinac wzorki we wlosach. Zona na pewno Cie ostrzyze, byle nie za krotko, a z odrobina siwizny bedzie w sam raz, i profesjonalnie i sexy ;))
Pewności brak, ale sądząc po datach przypuszczam, że w obu przypadkach spore znaczenie miała pandemia i związana z nią panika. Przetasowania na rynku pracy są spore, choć mam wrażenie, że to bardziej przetasowania i chwilowe.
Jeśli ten minimalny dochód wystarcza do przeżycia i/lub masz jakąś poduszkę finansową, to powinno być bez większego dramatu, chociaż może to być nieco inne szukanie pracy niż w czasach bez pandemii. Chętnie przeczytałbym notkę, co się zmieniło, jak wyglądały rekrutacje (czy całkiem zdalne czy częściowo itp.) jak już coś znajdziesz.
Na pewno coś skrobnę jak już się sytuacja wyklaruje.
A może powrót do Polski? Tu zapowiada się sporo inwestycji amerykańskich z Twojej branży.
Ciężko wrócić do PL mając dzieciaki w wieku 7, 14. Świat by się im zawalił. Poza tym zanim się skończy ten cały pieprznik z pandemią, pewnie coś już sobie tu znajdę i wszystko wróci do normalności…