No i proszę, wszystkie naukowe media trąbią od dwóch dni o przełomie, jakiego udało się dokonać jajogłowym z CERN. Słynny bozon Higgsa, który trafił nawet na łamy mojego miniopowiadania "Efekt Bennetta", ujawnił się wczoraj na podstawie analizy danych z LHC, zebranych w ciągu dwóch ostatnich lat.
Prawdopodobieństwo, że to faktycznie nowa cząstka elementarna, a nie zwykły błąd aparatury, wynosi 5 sigma, czyli po naszemu około 99.99995%. W zasadzie pewniak.
Cząstka ma masę około 125 GeV.
Ciekawe, czy gdybym poprosił w warzywniaku o \(5.62*10^26\) GeV kartofli, dostałbym kilogram kartofli czy prędzej w ryj?Tak więc, jak już wyniki się całkowicie potwierdzą (póki co 5 sigma to całkiem nieźle, ale trzeba jeszcze wszystko posprawdzać, potwierdzić powtarzalność doświadczenia itd.), wkroczymy w nową erę wiedzy o świecie. Erę, w której wszystkie elementy Modelu Standardowego pasują do siebie jak puzzle w układanej od czterdziestu lat układance z miliona kawałków.
Nie zmienia to rzecz jasna faktu, że ludzie w dalszym ciągu będą się rodzić, umierać, rozmnażać, mordować, jeść, wydalać, śmiać się i płakać. W dodatku, jak to ujął któryś z uczonych, żeby wejść na kolejny poziom doświadczeń z cząstkami elementarnymi, możemy potrzebować akceleratora cząstek przy którym LHC jest wielkości obrączki na serdeczny palec. Póki co, jeszcze nas (w sensie: ludzkości) na takie zabawki nie stać.
Podobnoż Peter Higgs, dziś już ponadosiemdziesięcioletni starzec, popłakał się na wieść o tym odkryciu. Nie liczył bowiem na to, że istnienie postulowanej przez niego cząstki zostanie potwierdzone jeszcze za jego życia.
Przyszło nam żyć w ciekawych czasach...
tak, widziałam to jak Higgs, mocno już starszy, płakał. Nie dziwię się.
Z innej baczki, chciałabym mieć taki łeb jak sklep.
Ale z drugiej strony, może dobrze nie wiedzieć za dużo