Zaczyna się całkiem jak u Hitchcocka tylko zamiast trzęsienia ziemi mamy rozpad Księżyca na kilka kawałków. Nie wiadomo właściwie z jakiego powodu. Najbardziej akceptowana hipoteza mówi, że przeleciała przezeń z przyświetlną prędkością miniaturowa czarna dziura.
Kawałki najpierw krążą wokół własnego środka ciężkości, więc "Księżyc" dalej niby jest, tylko poszatkowany. Ale ponieważ z jednego ciała niebieskiego zrobiło się siedem, mamy problem siedmiu ciał, czyli chaos, czyli Nieprzewidywalne. Któregoś pięknego dnia dwa z tych kawałków zderzają się ze sobą i mamy ich teraz osiem.
Paru spryciarzy zaczyna robić symulacje i wychodzi na to, że za jakieś dwa lata kawałków zrobi się parę pierdylionów, a także, że wpadną one wszystkie w ziemską atmosferę, zapłoną - i przez trzy dni będziemy mieli na powierzchni naszej ulubionej planety temperaturę jak na Słońcu. Morza i oceany najpewniej wyparują.
A potem przez kolejnych pięć tysięcy lat będzie deszcz meteorytów.
Mamy więc dwa lata na opracowanie planu awaryjnego.
Tak, mniej więcej, książka się zaczyna.
Części są trzy: pierwsza obejmuje okres od chwili Zero (czyli rozpadu Księżyca) do Białego Nieba (czyli wyżarzenia powierzchni Ziemi do gołej ziemi). Druga opisuje życie paruset osób, którym udało się uciec na orbitę i zbudować wokół ISS jakieś namiastki przestrzeni mieszkalnej, wreszcie trzecia i ostatnia ukazuje sytuację po pięciu tysiącach lat.
Jeżeli chodzi o balans między Sci a Fi, to dwie pierwsze części są stuprocentowo Sci. Nie znalazłem ani jednego elementu, który nie byłby możliwy do zrealizowania przy zastosowaniu znanej nam współcześnie wiedzy. Trzecia natomiast... zasadniczo też bardzo dużo Sci i tylko odrobina Fi.
Sposób prowadzenia fabuły może sie odrobinę (ale tylko odrobinę) kojarzyć z "Marsjaninem" Weira. Jest mnóstwo opisów różnych technicznych rozwiązań, a także całkiem sporo fizyki orbitalnej. Widać, że Autor naprawdę bardzo solidnie odrobił pracę domową i dba o szczegóły.
Ostatnią, trzecią część czyta się trochę jak osobną powieść. Niby są odniesienia do wydarzeń sprzed pięciu tysięcy lat, ale jednak bohaterowie całkiem inni, kultura, biologia, polityka, miejsca... Nie chcę zdradzić zbyt wiele ponad to, co już napisałem, ale gdyby Autor chciał z tego wydoić więcej kasy, mógłby spokojnie wydać trzecią część jako osobny tytuł.
Moja prywatna ocena: mocne 8/10.
Dużo sci, mało fi i odrobione zadania domowe to chyba trochę standard u Stephensona? Brzmi smakowicie, 7ew mam w planach…
A ja mam pewien zgrzyt ze “streszczeniem” 2 tomu. Jeśli uciekli na orbitę ziemi (LEO, Geo itp) to chyba wybrali najniebezpieczniejsze miejsce w zakresie tych parę pierdylionów meteorytów. Tu musieliby raczej przenieść się na punkty Lagrange’a L2 lub L3 (L1 będzie niebezpieczny jak LEO). I pytanie, czy przy rozpadzie księżyca można w ogóle mówić o stabilnych punktach Lagrange’a?
Masz rację. Z tym, że Autor też o tym wiedział i ogarnął zagadnienie całkiem pomysłowo. Szczegółów nie zdradzę.