Zrażony kiepską passą wszystkofoniczną stwierdziłem, że mi aureola z głowy nie spadnie jak sobie kupię jakiegoś low-endowego smartfona, po którym w razie kradzieży, awarii tudzież innego kataklizmu płakał nie będę.
Tym samym wczoraj we wczesnych godzinach popołudniowych wszedłem w posiadanie nowiutkiego Samsunga Galaxy Y Pro (oznaczenie kodowe GT-B5510). Telefon kosztuje €120 - a więc niecałą jedną czwartą tego co topowe modele - ma jednordzeniowy procesor gdzieś w okolicach 800MHz, nieduży ekran dotykowy (taki na pół gwizdka), klawiaturkę QWERTY, dwie diodki, kamerkę i jeszcze parę drobiazgów typu Sinozęby, Łajerless czy Dżi-Pi-Es. Żadne tam mecyje, ale grunt, że działa.
Tak więc znów jestem online, znów mam dostęp do kontaktów (powierzyłem Guglowi wszystkie moje dane, o ja nieszczęsny), kalędaża i innych dupereli.
Jupi.
Tez mam takiego "bystrego telefona". Typ identyczny z powyzszym. Byl "prawie" za free. Z mojego punktu widzienia jest mocno zaawansowany, a reklamacje zglaszam Valdiemu (nie dlatego, ze w "telefonach pracuje", ale dlatego, ze mi go wybral:).