Praca uszlachetnia, lenistwo uszczęśliwia. Nie wiem ile prawdy jest w tej części o uszlachetnianiu, na pewno jednak pracować trzeba, czy człowiek chce czy nie. A ponieważ tylko nieliczni szczęściarze mogą pracować zdalnie, większość (w tym i ja) jest skazana na codzienne docieranie do pracy, w ten czy inny sposób.
Jeszcze do niedawna (niecały rok temu) pracowałem w centrum Dublina (15 minut spacerkiem od St. Stephen's Green), a dojeżdżałem tam tramwajem. Tramwaj ma tą zaletę, że jest szybki i niedrogi, o ile rzecz jasna mieszka się i pracuje względnie blisko przystanków. Dodatkową zaletą jest fakt, że dzień w dzień trzeba przespacerować te dwa kilometry do/z przystanku dzięki czemu człowiek ma chociaż namiastkę ćwiczeń fizycznych. Ponadto, wielu pracodawców refunduje pracownikom bilety tramwajowe (roczne, półroczne i czasem kwartalne), można też skorzystać z oferty TaxSaver (www.taxsaver.ie), efektywnie zmniejszając koszty dojazdów o kilkaset euro rocznie.
A co jeżeli nie mieszka się przy linii tramwajowej?
Ano, można dojeżdżać autobusem. Niestety, o ile tramwaje w Dublinie są ładne, czyste, szybkie i (względnie) punktualne, o tyle z autobusami jest nieco gorzej. Albo się spóźniają (i nagle przyjeżdżają dwa albo nawet trzy autobusy tej samej linii w odstępie 3 minut), albo się nie zatrzymują bo za dużo pasażerów, albo z kolei nie da sie wcisnąć do środka bo tłok. Ponadto, jak się spojrzy na mapę linii autobusowych, widać wyraźnie, że prawie wszystkie linie łączą centrum Dublina z jakąś dzielnicą. Efekt jest taki, że żeby dojechać z dzielnicy A do B trzeba na ogół przegryzać się przez centrum, z przesiadką (nawet jeżeli dzielnice A i B leżą względnie niedaleko jedna od drugiej). Jest to męczące, czasochłonne i kosztowne. Jeździłem autobusami po Dublinie na samym początku mojej emigracyjnej przygody, szukając pracy. Miałem mnóstwo różnych interview w rozmaitych częściach miasta i musiałem opanować sprawne poruszanie się autobusami - da się, ale frajdy z tego nie ma za grosz.
No i jest jeszcze - oczywiście - samochód. Można dojeżdżać do pracy samochodem, i często jest to jedyne sensowne wyjście. Koszt zakupu auta jest niewielki - 10-letniego Opla Astrę w dobrym stanie można dostać za 500-600 euro, a jak się dobrze trafi to i za 400. Paliwo jest tanie jak barszcz (torebka barszczu kosztuje około 1€, czyli dokładnie tyle samo co 0.66 litra benzyny). Przez ostatnie 5 lat benzyna w Irlandii kosztowała od 79 centów do 1.60 euro za litr. Obecnie litr kosztuje około 1.50€ czyli niecały kwadrans pracy za najniższą krajową. W Polsce litr bezołowiowej kosztuje jakieś 5.20 zł czyli równowartość, mniej więcej, jednej godziny pracy za stawkę minimalną. Widać więc, że paliwo w Irlandii jest około czterokrotnie tańsze niż w Polsce (względem płacy minimalnej rzecz jasna). To sprawia, że dojeżdżając autem 10-15 kilometrów dziennie w jedną stronę, nie odczuwamy tego zbyt boleśnie w domowym budżecie.
Wadą dojeżdżania autem jest, niestety, czas dojazdu - na ogół sporo dłuższy niż środkami masowego rażenia. Korki w szczycie bywają takie, że trasę dzisięciominutową robi się czasem w godzinę a czasem w półtora. Mój rekord to utkwienie w korku w okolicach Merrion Square: przejechanie 200 metrów zajęło mi 1.5h, nijak zawrócić czy zjechać, makabra.
Obecnie jestem w dość komfortowej sytuacji, bo nie dość że dojeżdżam do pracy w kierunku przeciwnym do centrum (a więc ruch jest niewielki w obie strony, nawet w szczycie), to jeszcze dojazd zajmuje mi mniej niż 10 minut, z czego większość obwodnicą (niecałe 6 km w niecałe 3 minuty). Kiedy jednak dojeżdżałem do centrum (12 km, cały czas przez miasto), zajmowało mi to średnio 40 minut do godziny w jedną stronę. A w szczególnie zakorkowane dni bywało że i półtora godziny.
Żeby ten czas jakoś zagospodarować, robi się różne rzeczy. Na godzinny korek najlepsze jest sudoku. Na zwykłą jazdę pomaga słuchanie muzyki bądź też włącznie radia na 103.2 FM - zapodają tam na bieżąco informacje o ruchu w całym mieście, jakie miejsca omijać, czasy przejazdów między poszczególnymi skrzyżowaniami, kolizje, remonty i tak dalej. Mają na bieżąco dostęp do obrazu ze wszystkich dublińskich kamer drogowych, dodatkowo mają numer komórkowy, na który można wysyłać sms-y (niektóre miejsca nie sa objęte kamerami) dzięki czemu człowiek jadąc ma dość kompletny, bieżący obraz sytuacji na wszystkich głównych drogach Dublina. W międzyczasie zapuszczają muzykę, wybieraną na podstawie głosowania słuchaczy. Wreszcie mają od czasu do czasu konkursy, w których można wygrać koszulki, czapeczki, wejściówki na różne imprezy albo bilety parkingowe. Udało mi się nawet raz wygrać bilet parkingowy na 3 godziny parkowania w centrum - znalazłem go niedawno przy jakimś większym sprzątaniu, niestety ważność skończyła mu się 2 lata temu 😉
Mam kolegę, który regularnie dojeżdża parędziesiąt kilometrów w jedną stronę - jego sposób na nudę w czasie jazdy to audiobooki. Mówi, że ostatnio więcej książek łyka uszami niż oczyma 😉
Paru moich kolegów dojeżdża do pracy z dość daleka. Czasem nawet po 100 km dziennie w jedną stronę. Na takie coś chyba już bym sie nie zdobył, bo to oznacza średnio 4-5 godzin dziennie za kierownicą oraz jakieś 500-600€ miesięcznie na paliwo. Ale jak ktoś lubi...
Najciekawszą trasę dojazdową miałem jak mieszkaliśmy w Ballyboffey a pracowałem w Donegal Town. Prawie 30 kilometrów w jedną stronę - niby sporo, ale trasa jest tak malownicza, że jazda to czysta przyjemność. Szczególnie urokliwy jest ten odcinek - jedzie się między wzgórzami, mija się dwa nieduże wodospady, sielanka.
Tradycyjnie krotochwila na zakończenie. Dziś wygrzebię prawdziwy staroć z pokładów mej pamięci. Wierszyk:
Była raz morska świnka mała, Co gdy siedziała, to nie stała, Kiedy pościła, to nie jadła, A tyjąc, nie traciła sadła. Nikt patrząc na nią nie mógł orzec, Że świnka to jest nosorożec, I nie udało się nikomu, Gdy wyszła, zastać świnki w domu. Gdy miała świnka ta zmartwienie, To nie cieszyła się szalenie, Nie była grzeczną, będąc szorstką, Nie była rzeczną, będąc morską. Gdy się starzała świnka mała, To wcale przez to nie młodniała I do ostatka dziwna była, Bo gdy umarła - to nie żyła.
6 baterii artylerii, 16 pułków kawalerii, pułk piechoty, armia floty…
znam jedna linie, ktora nie jedzie przez centrum, jest to 18 z palmerstwon do sandyford bodajze. Takze sa wyjatki 🙂
Jedyne od czego nie ma wyjątków to podatki i śmierć 🙂 Masz rację; ja piszę o ogólnym trendzie. Takich linii jak 18 powinno być dużo więcej.
zgadza sie 🙂 doczepilam sie tylko generalizacji, niewtajemniczeni powinni wiedziec, ze jednak nie wszystkie autobusy jada do/przez centrum Dublina 🙂 Ale faktycznie, przydaloby sie lepsze zorganizowanie linii autobusowych, a w szczegolnosci rozkladow jazdy! Na szczescie nie musze codziennie sie katowac autobusami, a pociag, z ktorego na codzien korzystam przyjezdza zazwyczaj punktualnie, wiec narzekac nie moge.