Słucham sobie (tak, słucham, bo nijak ostatnio nie potrafię znaleźć czasu na czytanie óczmi) ostatnio "Opowieści z meekhańskiego pogranicza" - bardziej z obowiązku i nudy, niż z faktycznego zaciekawienia. Książka, która miała być objawieniem na miarę PLD okazała się być przeciętną opowieścią o ekipie żołnierzy, którzy rozrabiają na meekhańskim pograniczu (poniekąd logiczne, khem, nieprawdaż).
Podkreślę: książka jest przeciętna, co nie znaczy, że kiepska. Gdyby była do bani, już bym ją przekierował do /dev/nul, a tak - jednak słucham. Ale jakoś bez werwy.
Jestem aktualnie w połowie trzeciego opowiadania (jest ich w całej książce około czterech albo pięciu, nie jestem pewien), czyli w takiej solidnej połowie. Tym samym mogę uczciwie zrecenzować przynajmniej tę połowę.
I powiem tak:
Książka jest napisana fajnym językiem. Autor zdecydowanie odrobił pracę domową w zakresie nazewnictwa różnych elementów rynsztunku, co przydaje całości autentyzmu. Manewry wojsk są opisane dynamicznie i z jajem. Cynizm i sarkastyczne podejście do świata głównego bohatera (dowódcy tej wojskowej bandy) dodają smaczku i są zdecydowanie lekkostrawne.
Natomiast sama fabuła... No nie wiem. Strasznie liniowa jest. Ciągle się tłuką, ewentualnie wspominają, jak się inni kiedyś tłukli. Wszystko opisane z rozmachem i w sposób malujący w wyobraźni żywe, kolorowe obrazy... Ale w sumie zawsze sprowadza się do tego, że trzeba komuś spuścić tęgi łomot, ewentualnie nie dać się pobić / sprowokować silniejszemu / sprytniejszemu / lub sąsiad - przeciwnikowi.
Epizod, którego aktualnie słucham, próbuje być nieco bardziej... Hm. Szy. Nieco bardziejszy. Zamiast bitki mamy Tajemnicę. Jakiś stwór z lodowca przyłazi i morduje mieszkańców odludnej wioski, a nasz główny bohater-wieczny-porucznik ma za zadanie wybadać co to za stwór i po co morduje, a najlepiej to go złapać i przyprowadzić przed oblicze Władzy.
Gdybym nie przeczytał wcześniej całego "Wiedźmina", "Pana Lodowego Ogrodu" czy "Achai", może bym był trochę mniej w[yb]redny. Ale przeczytałem i dlatego "Opowieści..." póki co dostają ode mnie słabe sześć na dziesięć. Niemniej jednak odsłucham do końca i obiecuję podzielić się z umierającymi z nudów Czytelnikami jakąś koń-kluzją.
A na zakończenie - ankieta profilująca. Chodzi o czytanie SF.
[yop_poll id="58"]
A mnie zdumiewa regularność Twoich wpisów.
Ad vocem audiobooków, co polecasz?
Ad vocem fantastyki wolę fantasty, chyba.
Mnie też ona zdumiewa, biorąc pod uwagę rozliczną rozliczność rozlicznych aktywności, jakim podlegam i ulegam dzień w dzień.
Odnośnie audiobooków – tylko Audioteka: wielki wybór, rozsądne ceny, w miarę niezły system podsuwania nowości na podstawie tego, czego się dotychczas słuchało.
Moje ulubione SF to chyba takie o podróżach w czasie. Sam próbowałem, raz nieświadomie, we śnie: http://xpil.eu/blog/2012/01/19/sen-8/ a raz świadomie, w opowiadanku „Błąd”: http://xpil.eu/blog/2014/11/25/blad-2/. Mistrzem świata w tej kwestii jest (był) oczywiście Lem i jego Ijon Tichy, który w Podróży Siódmej wpada w sieć wirów czasowych, co prowadzi do bardzo, ale to bardzo zabawnych konsekwencji 😉
Właśnie drugi tom ( Wschód-Zachód) skończyłem. Po przeczytaniu Północy – „Zwiadowcy” w wersji dla dorosłych, czyli cieniutko. Na szczęście potem (Południe) jest lepiej. Do PLO to to nie dostaje, ale poczytać można. Zobaczymy jak reszta…