Mówiąc o kimś "pustak" mamy na ogół na myśli znikomą zawartość substancji szarej pomiędzy jego (lub jej) trąbkami Eustachiusza.
Gdzie jest najpuściej?
Proste: w Kosmosie! Kosmos jest nie tylko ogromny (naprawdę wielki), ale też bardzo pusty.
Jak bardzo?
Z tego co nam obecnie wiadomo, Kosmos rozciąga się na jakieś 93 miliardy lat świetlnych. Jest to odległość nie do objęcia ludzkim umysłem. Człowiek, jak kura, potrafi na raz skupić się na maksymalnie trzech rzeczach (przy odrobinie treningu można tę liczbę powiększyć do kilkunastu, dzięki czemu kontrolerzy ruchu na lotniskach mają pracę). Wyobrażenie sobie prawie stu miliardów lat świetlnych jest tak abstrakcyjne, że... no nie da się. Nie i już.
Nawet jeden rok świetlny to kupa odległości, ale już jakby do ogarnięcia. Najbliższa Słońcu gwiazda jest od nas odległa o ciut ponad 4 lata świetlne. Idzie to sobie wyobrazić. Może nie tak od razu, może trzeba się trochę pogimnastykować, ale da się.
W układzie okresowym najgęstszym stabilnym pierwiastkiem jest osm. Centymetr sześcienny osmu waży aż 22.5 grama. Dla porównania centymetr sześcienny wody waży tylko jeden gram a ołowiu - około jedenastu gramów. Kostka ołowiu pływałaby w bajorku z płynnego osmu jak kapok.
Gówno tam, pływała-srywała, osm topi się w trzech tysiącach stopni, a ołów w trzystu z hakiem. Ale ćśśś, może nie zauważą...
No więc teraz wyobraźmy sobie, że upakowalibyśmy materię całego Kosmosu w sześcian o gęstości osmu. Wszystkie planety, komety, księżyce, asteroidy, gwiazdy, galaktyki, gromady i supergromady galaktyk, wszystkie kwazary, czarne dziury, ciemną materię i fruwającą po bliżej nie znanej mi orbicie czerwoną Teslę - i co tam jeszcze. Pościągaliśmy to wszystko do kupy i posklejaliśmy specjalnym klejem (albo włożyli w odpowiednio duże imadło), żeby osiągnąć gęstość osmu.
Jak wielki byłby taki sześcian?
(pomijając oczywisty fakt, że prawie natychmiast zapadłby się on w największą w Kosmosie czarną dziurę i tyle by tego było...)
Otóż miałby on niewiele więcej niż... pięć lat świetlnych w każdą stronę.
Tak, moi mili. Cosiów w Kosmosie jest o wiele mniej, niż Nicosiów. 93 miliardy lat świetlnych skompresowane do zaledwie pięciu.
Cieszmy się, że jesteśmy.
Wg astronomów Ziemia jest „zawieszona” w bardzo pustym zakątku Kosmosu i zapewne dlatego jesteśmy mocno przekonani, że jesteśmy jedynymi w Kosmosie istotami inteligentnymi. Ilekroć spoglądam w wieczorne niebo usiane gwiazdami przypomina mi się ten tekst: „od gwiazdy do gwiazdy miliony lat jazdy, od człowieka do człowieka droga równie daleka”.
Miłego;)
Największym kłopotem jest prędkość światła. Jeżeli faktycznie jest ona absolutnym limitem prędkości, to nie ma co liczyć na kontakt z Innymi, nawet jeżeli gdzieś tam są. Inna sprawa to żywotność cywilizacji – jesteśmy w stanie obserwować Kosmos poza naszym układem dopiero od kilkuset lat, co w skali wielu Wszechświata jest praktycznie zerem.
Z tym kontaktem to tak nie do końca. No chyba, że zakładasz wariant stacjonarny, ograniczony powiedzmy do Układu Słonecznego. Ale już i ewolucja inteligencji w inne, niekoniecznie fizyczne byty (patrz Lem i Golem XIV), i podróż wielopokoleniowa samowystarczalnymi statkami jakąś tam szansę dają. Oczywiście dyskusyjne jest czy inne byty to już nie Inni właśnie, albo jaką szansę na cokolwiek – od przetrwania sensowny okres czasu, po trafienie na Innych w długim czasie – ma taki statek.
Pojedynczy statek zwiększa szansę na spotkanie Innych o maleńki ułamek procenta. Milion takich statków – trochę więcej (a weź to zbuduj!). Ale to nadal rozumowanie oparte na niezrozumieniu skali Wszechświata.
Są jeszcze sondy von Neumanna, które (przynajmniej teoretycznie) są w stanie zmierzyć się z Wielką Pustką przez swoją wykładniczą naturę, ale to też nie jest Kontakt – co z tego, że któraś z sond natrafi na Inny Rozum, skoro my się o tym raczej nie dowiemy?
Czemu o ułamek procenta? Statki, nawet jeśli będą się poruszały relatywnie wolno, po odpowiednio długim czasie znajdą się w miejscu w inny sposób w danych warunkach nieosiągalnym. Powinny być też relatywnie łatwe do zauważenia, jako poruszające się w nietypowych miejscach i sposób
Jeśli chodzi o budowę, to można to zrobić analogicznie jak przy sondach von Neumanna, choć nie ukrywam, że ta koncepcja średnio do mnie przemawia. Dodatkowo przy skali statku (musiałyby być gigantyczne choćby by pomieścić ilość ludzi niezbędną do utrzymania zróżnicowania genetycznego) słabo wykonalne.
Tak czy inaczej każdy statek, który przetrwa wraz załogą odpowiednio długo, raczej IMO szanse na kontakt zwiększa wprost proporcjonalnie do ilości statków. Lub coś koło tego.
Statek wielopokoleniowy porusza się liniowo, podobnie jak Ziemia po swej galaktycznej orbicie dookoła Saggitariusa A. Skoro szanse wykrycia obcego życia z Ziemi są, dajmy na to (liczba z dupy wzięta) jak jeden do $$10^{-10}$$, dodanie do tego „równania” statku zwiększa tę szansę do $$2*10^{-10}$$, czyli tyle co nic. A i to przy bardzo optymistycznym założeniu, że szanse wykrycia Obcych przez statek (lub statku przez Obcych) są podobne dla Ziemi i dla statku (Ziemia jest „ciut” większa i ma w odróżnieniu od statku gwiazdę po sąsiedzku). Ponadto nasze sposoby nasłuchiwania Kosmosu oparte są o gigantyczne radioteleskopy – nie wiem jakiej technologii można by używać na statku, ale prawie na pewno nie da się tego zrobić tak prosto jak na Ziemi (chociaż nie ma chmur, to jednak rozmiar „ucha” byłby sporo mniejszy – no chyba że „ucho” leciałoby niezależnie od samego statku, gdzieś „obok”).
Jeżeli taki statek miałby się samopowielać, to już coś. Ale też wbijamy się tu już na skalę czasową o rzędy wielkości powyżej tego, co było potrzebne do wyprodukowania pojedynczego statku. Skąd materia na produkcję? Z innych planet? A więc starty, lądowania? Lądowniki? Strasznie dużo niewiadomych żeby taki samopowielający się statek zbudować, mnóstwo okazji do popełnienia błędu. Jedyne czego możemy być w miarę pewni, to że nie zabraknie materiału genetycznego, bo ludzie się zawsze będą rozmnażać jak króliki. Choć i tu może dojść do nieznanych efektów (jakieś szkodliwe promieniowanie uszkadzające system rozrodczy? No nie wiem).
Może brzmię pesymistycznie, ale mi taki statek wielopokoleniowy wydaje się bardzo, ale to bardzo mało prawdopodobny do zbudowania, a jeżeli nawet, to do osiągnięcia jakiegokolwiek sukcesu.
Nadal, wzrost spowodowany działaniem statku nie jest o ułamek procenta (chyba, że miałeś na myśli punkt procentowy), tylko jest to podwojenie. OK, niemal podwojenie, bo mniejszy itd.
Jeśli chodzi o sposób kontaktu, to jak rozumiem nie mamy tu na myśli samego zaobserwowania Innych przy pomocy radioteleskopu, czy zrzucenia im niezbitego dowodu istnienia naszej cywilizacji w postaci magnesu na lodówkę, wróć, sondy von Neumanna, tylko kontakt interaktywny. Może nie „przybicie piątki”, ale dwukierunkową transmisję.
Statki wielopokoleniowe mają tę zaletę, że pozwalają kolonizować inne planety, jeśli znajdą się takie o sprzyjających parametrach.
Jeśli mowa o skali czasowej, to chyba nie mamy się nią co przejmować. Artykuł o sondach von Neumanna wspomina o 10% c (dużo!), i replikacji co 500 lat trwającej 500 lat. I w tym tempie dotarcie do wszystkich gwiazd w Drodze Mlecznej potrwa pół miliona lat.
Raczej obawiałbym się tego, że któraś kolonia zapomni skąd pochodzi, sama zacznie szukać innych cywilizacji i – po dłuższym czasie – trafimy na Innych wywodzących się od nas. Pewnie już wyglądających nieco inaczej.
Przejście od średnio ogarniętych małpoludków do tego, czym jesteśmy teraz zajęło nam ledwie dziesiątki tysięcy lat. Pół miliona to sporo więcej. Ewolucji nie oszukasz 🙂
Przeszliśmy jednak od „środowisko wywiera presję na gatunek” do „gatunek wywiera presję na środowisko”, więc ewolucji bym aż tak nie mieszał.
Nie da się nie mieszać ewolucji do procesów trwających setki tysięcy lat. Nie da się i już. Chyba że – wzorem Wattsa (p. https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4858577/poklatkowa-rewolucja) zahibernujemy wszystkich i będziemy ich odmrażać na krótko wtedy, kiedy będzie jakaś konkretna robota. Tylko że wtedy to już nie będzie „statek pokoleniowy” tylko „statek zamrożeńców”.
Da się, jeśli nie ma presji ewolucyjnej. Warunki na statkach mogą zmieniać się w czasie mniej, niż te na Ziemi.
W tym rzecz, że nie wiadomo czy nie ma presji ewolucyjnej. Na pewno nie ma takiej jak na Ziemi.
W sumie nie ma znaczenia która grupa będzie ewoluować. Wystarczy, że tempo i/lub kierunek ewolucji będą się różnić.
Chciałem dać łapkę w górę pod tym postem, bo Kosmos mnie zawsze interesował, ale tu u Ciebie to jakoś inaczej te lajki działają.
A te wszystkie odległości i miary i wagi – to jest dopiero Kosmos prawdziwy! 😉
Pozdrawiam i zapraszam na mały koncert: https://zyciecelta.wordpress.com/2021/08/20/aneks-muzyczny-i-pewne-pytanie/
Widzę, że na liście blogów masz jeszcze moją poprzednią notkę. Coś wolno Ci się aktualizuje 🙂
Aktualizuje się częściej dla bardziej aktywnych blogów, a rzadziej dla mniej aktywnych. Jeżeli wrzucasz nowe posty raz na tydzień albo raz na dwa tygodnie, czasem trzeba poczekać na aktualizację dzień czy dwa. Bez paniki, prędzej czy później załapie 🙂
Weź, zamiast osmu, najgęstszą materię w kosmosie, czyli tę z gwiazdy neutronowej – 10^15 g/cm^3. Teraz możesz upakować Wszechświat do kuli o promieniu ok. 150.000.000 km, czyli… promieniu orbity Ziemi!